Wracam do tematu, który ruszałam już dwa razy- raz jeszcze będąc w ciąży i drugi raz, już z małym Dziabongiem, jeszcze nieraczkującym nawet.
Otóż, wróciłam do blogsfery, poodwiedzałam blogi innych mam, a że mniej więcej połowa z nich ma dzieci w wieku mojego ex-ssaka, włączyła mi się w głowie przerażająca maszyna- dawno nieużywana porównywarka dzieci.
Jak pisałam Wam w pierwszym poście po przerwie- zmądrzałam. Oczywiście, że nadal jestem dzieckiem, małą wariatką, która ogląda bajki Disneya pracując, gapi się na niebo idąc chodnikiem, ma w dupie parasol podczas deszczu i uwielbia ścigać się na czworakach z dzieckiem własnym (z satysfakcją wyprzedzając i strasząc niemowlę, które za każdym razem daje się zaskoczyć), ale dziecko zmieniło moje myślenie życiowe, patrzę szerzej na świat, widząc przyczynowo-skutkowość wyraźniej niż kiedykolwiek. I teraz porównywanie dzieci wyglądało u mnie całkowicie inaczej.
Czytając o sukcesach i rozwoju około rocznych pampersiaków, zrozumiałam, że nie jest do końca prawdą stwierdzenie "każde dziecko rozwija się w swoim tempie". A może nie, że "nie jest prawdą", ale owo tempo, o którym tak się mówi i na które "zrzuca się" fakt, że dane dziecko czegoś-tam jeszcze nie robi, jest błędnie rozumiane.
Rozwój dziecka jedynie po części zależy od jego zdolności, umiejętności, możliwości. Drugą, istotniejszą być może kwestią jest wpływ otoczenia. I to nie jest tak, że moje dziecko nie potrafi bić brawo dlatego, że jeszcze się tego nie nauczyło. Moje dziecko nie potrafi bić brawo dlatego, że ja go tego nie nauczyłam.
Więc tym razem porównywarka dzieci zadziałała zgoła inaczej. Przeczytałam na przykład, że dziecko jednej blogerki wskazuje palcem daną rzeczy, gdy się je spyta "gdzie jest...?". Więc zamiast dołować się, że moje nie potrafi, to wprowadziłam do zabawy z moim Gabrycholem pytania "gdzie jest...?" i wskazywanie ręką.
Bo nie wiemy do czego zdolne są dzieci, póki tego nie odkryjemy w nich samych lub w innych.
A moje na przykład wyrzuca do śmieci własne zużyte pieluszki, zamyka szafki gdy poproszę, daje mi buzi, "odbiera" telefony i inne magiczne rzeczy. A po 2 dniach nowych zabaw, czasem nawet pokaże ręką na terrarium, gdy pytam "gdzie jest jaszczurka?"
Więc luzik matki blogerki- zamiast się dołować, lepiej się inspirować :)
A wiesz, że my Pol też nie uczyliśmy? Naśladowała i się uczyła od debili. Od nas
OdpowiedzUsuńI masz zdecydowanie rację! Moja pokazuje co gdzie jest, ale "papa" nie robi chociaż uczymy ją od dawna. Jak jej się chce to pomacha. Nie umie tez pewnie miliarda innych rzeczy, potrafiąc jednocześnie miliard zgoła innych. Zgadzam się, że dzieci umieją to, czego je nauczymy, a zależy to od naszego otoczenia i tego jak żyjemy. Trzeba tylko pamiętać o cienkiej granicy między uczeniem a tresowaniem. Mam alergię na " pokaż brawo, a teraz papa, ojojoj, gdzie misio, bla bla bla". Dziecko jak małpka pokazuje niekończący się ciąg tego, co mamusia/tatuś chce zaprezentować :)
OdpowiedzUsuńMeg a Ty wiesz jak ja się cieszę jak mi Polson pokazuje żyrafę bo nauczyła się z książek. Z małpą się zgadzam. Często to żenujące.
UsuńJa lubię "ojojoj" i "przytul mamę" :P
UsuńTak jest- nauczać, nie tresować. Podpowiadać, wskazywać, ale nie zmuszać. Nauczanie jest piękne i procentuje w przyszłości :)
UsuńNo i brawa dla tej Pani. :) Faktycznie, błędne jest to gdy się matka dziwi - a czemu moje jeszcze tego nie potrafi, a inne tak? Trzeba najpierw zadać sobie to pytanie - a czy je tego uczyłam?
OdpowiedzUsuńI teraz wiem, od jutra uczę Młodego wyrzucać pieluchy do kosza! ;-D
Hej! Ja też zaglądałam często a tu cisza i cisza...fajnie, że jesteście. Z tym uczeniem to fakt - czego nie nauczysz, to ciebie dziecko nauczy, na przykład samo naśladując słyszane dźwięki ;-) mój syn blenduje ze mną, tłucze kotlety, miesza w garach. I wszystko robi "wuuuu". Ale jak zatem wyjaśnić różnice motoryczne? Że jedno wstaje w 7 miesięcy, inne w 13? Chyba też tą dojrzałością, bo przecież z obserwacji widzi, że ludzie chodzą, a nie leżą (no, nie wszyscy). Ładna ta niuniolda wasza. My też myślimy o drugim potomku.za rok o tej porze. Dla mie to dziecko, dla męża nie. Dla nie go to "drugi syn" jasnee... powodzenia ;-) Aga
OdpowiedzUsuń