poniedziałek, 31 marca 2014
- w pozycji na brzuchu nogi proste lub półwyprostowane - tak
- w pozycji na plecach łączy dłonie - już w 3 miesiącu to robiła
- podciągane do pozycji siedzącej unosi głowę i ramiona - jak wyżej
- w odpowiedzi śmieje się głośno i gaworzy, próby łączenia sylab - zazwyczaj śmiech w wersji "mute"
- może rozpoznawać znajome twarze i wykazywać zainteresowanie innymi osobami - wydaje się, że matkę poznaje
- z pomocą rodzica może sięgać po przedmioty - sama już sięga :D
- kręci na boki i piszczy z rozkoszy - nie i nie
- interesuje się ruchami swoich rączek - tak
- potrafi chwycić przedmiot, którego dotyka - tak
Włosy - tak, tak, zaczynają rosnąć memu dziecku, mogłabym przysiąc, że z dwóch milimetrów urosły do czterech a nawet pieciu (Yduu, tego nawet nie komentuj właścicielko długowłosego dziecka ;p) Mi natomiast ostatnio zaczęły wypadać garściami, dlatego ja we włosach, dziecko we włosach, sałatki we włosach... masakra
Buzia - weszliśmy w etap macania matczynego lica.... tak, to jest policzek mamy, tak, to jest nos mamy, tak, to jest oko mamy, ałłłł, a tak szczypiesz mamę, no ładnie... Moja cera natomiast umiera, przesuszona, szara jakaś, chyba mała wyciąga ze mnie młodość ;p
Usta - w czwartym miesiącu życia Mała ogarnęła co to jest Smoczek, i raz dwa uzależniła się od niego, dlatego używamy go tylko do usypiania
Ciało - nadal mamy atopię, ale lekką, trochę na brzuszku, trochę na udach i łokciach, kąpiemy w emolientach
Stópki - aaaa, ostatnio mała dostrzegła swoje stópki, że może łapać i trzymać, więc myślę, że już niedługo włoży je do buzi; K uważa, że to niemożliwe :D
Pupa - Jezuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu, to najpiękniejsza pupa na świecie! mogłabym zjeść :D
Rozszerzanie diety. O, to jest temat. "A soczki już jakieś dostaje? Jak to, tylko mleko? Powinnaś jej wprowadzić jabłuszko? No gluten obowiązkowo! Ale dopajasz ją? Nie? Nic dziwnego że taka blada!" Z każdej strony rady, pretensje i wielkie zdziwienie, że tylko cyc. Ano cyc. Do 6 miesięcy dziecko karmione mlekiem matki nie potrzebuje niczego innego, mleko zaspokaja bowiem 100% potrzeb dziecka. I tego się trzymam.
Dlaczego tak nas bombardują nakazami rozszerzeniowymi? Bo okazuje się, że średnio w Polsce matki karmią piersią pół roku, a wprowadzanie glutenu czy dodatkowych pokarmów musi być pod ochroną mleczną, czyli jeszcze podczas cycowania. Stąd nakazy przedpółroczne. Jednak czytałam dużo i do 6 miesiąca nic nie trzeba prócz cyca. A że moja mała wrażliwa i alergiczka, to tym bardziej dam jej organizmowi jeszcze miesiąc.
A, i lubimy "wlazł kotek na płotek" i głaskanie po główce, obowiązkowo z włosem a nie pod włos :)
Opublikowano 05:32 by lipson
wtorek, 18 marca 2014
Wiecie, kiedy nie jest ważne czy dziecko dobrze podnosi głowę, czy głuży poprawnie i czy chwyta zabawki tak jak powinno? Gdy jest chore.
Nie będę się rozwodzić zbytnio, w mojej rodzinie zagościł wirus, który dopadł Gabrysię. Rodzinna doktorka najpierw to zbagatelizowała, a potem od razu doj**** antybiotyk i to z tej samej rodziny jak ten, co nie pomógł Gabrysi ostatnio. Poszłam prywatnie. Mam w dupie już rodzinną, będzie mnie tylko widzieć na szczepieniach.
Gdy myślałam, że wylądujemy w szpitalu, płakałam. Po poprzednim razie jestem przerażona wizją szpitala. Zwłaszcza przez te wszystkie niusy, które pokazują w TV- w szpitalach co rusz giną dzieci, ja pierd****.
Mała wyzdrowiała prawie kompletnie w przeciągu tygodnia. Nasz lekarz prywatny prócz tego, że małą uzdrowił, to zapisał maść na uczulenie na głowie, które pomogło praktycznie w ciągu dwóch dni. A wcześniej męczyliśmy się ponad miesiąc z lekami zapisanymi przez dermatologów.
Więc, gdy mała praktycznie wyzdrowiała a ja któregoś razu zmartwiona, że znów nie kładę jej na brzuszek, przewróciłam mała na brzuchola, a ona... podniosła wysoko głowę rozglądając się na boki, próbując wierzgać trochę nóżkami (początki czołgania się?) i spokojnie sobie tak siedziała napraaaaaawdę długo. I po co się, matka, martwiłaś?
Ale co najbardziej mnie zauroczyło w czwartym miesiącu życia? Gabrysia na prawdę mocno skupia się na wiszących gadżetach a potem powoli wyciąga rączkę i je łapie. Sooooooooł słit! W ogóle mała dużo bawi się sama (matę edukacyjną poobwieszałam dodatkowymi gadżetami).
Najgorsze są aktualnie noce - podczas choroby mała spała ze mną, teraz śpi w łóżeczku ale widać, że ma trudności z przestawieniem się. Długo zasypia, często się budzi, dużo w nocy je. Gdy wstajemy rano, jestem rozpieprzona na maxa.
Przez chorobę nie ćwiczyłam i trochę się zapuściłam. Od początku akcji Ogarnianie Dupy (klik) schudłam jednak 10 kilogramów, w pasie zeszło 10 centymetrów, w biodrach - 6, leciutko ruszyły się łydki i ramiona. Najgorzej idzie oczywiście Poporodowy Wał - jedynie minus 4 centymetry i Masywne Uda - tutaj nadal zero zmian. Ale ostatnio stawiałam pasjansa i wyszło, że do końca kwietnia zejdzie mi kolejne 7 kilogramów :D
Nie będę się rozwodzić zbytnio, w mojej rodzinie zagościł wirus, który dopadł Gabrysię. Rodzinna doktorka najpierw to zbagatelizowała, a potem od razu doj**** antybiotyk i to z tej samej rodziny jak ten, co nie pomógł Gabrysi ostatnio. Poszłam prywatnie. Mam w dupie już rodzinną, będzie mnie tylko widzieć na szczepieniach.
Gdy myślałam, że wylądujemy w szpitalu, płakałam. Po poprzednim razie jestem przerażona wizją szpitala. Zwłaszcza przez te wszystkie niusy, które pokazują w TV- w szpitalach co rusz giną dzieci, ja pierd****.
Mała wyzdrowiała prawie kompletnie w przeciągu tygodnia. Nasz lekarz prywatny prócz tego, że małą uzdrowił, to zapisał maść na uczulenie na głowie, które pomogło praktycznie w ciągu dwóch dni. A wcześniej męczyliśmy się ponad miesiąc z lekami zapisanymi przez dermatologów.
Więc, gdy mała praktycznie wyzdrowiała a ja któregoś razu zmartwiona, że znów nie kładę jej na brzuszek, przewróciłam mała na brzuchola, a ona... podniosła wysoko głowę rozglądając się na boki, próbując wierzgać trochę nóżkami (początki czołgania się?) i spokojnie sobie tak siedziała napraaaaaawdę długo. I po co się, matka, martwiłaś?
Ale co najbardziej mnie zauroczyło w czwartym miesiącu życia? Gabrysia na prawdę mocno skupia się na wiszących gadżetach a potem powoli wyciąga rączkę i je łapie. Sooooooooł słit! W ogóle mała dużo bawi się sama (matę edukacyjną poobwieszałam dodatkowymi gadżetami).
Najgorsze są aktualnie noce - podczas choroby mała spała ze mną, teraz śpi w łóżeczku ale widać, że ma trudności z przestawieniem się. Długo zasypia, często się budzi, dużo w nocy je. Gdy wstajemy rano, jestem rozpieprzona na maxa.
Przez chorobę nie ćwiczyłam i trochę się zapuściłam. Od początku akcji Ogarnianie Dupy (klik) schudłam jednak 10 kilogramów, w pasie zeszło 10 centymetrów, w biodrach - 6, leciutko ruszyły się łydki i ramiona. Najgorzej idzie oczywiście Poporodowy Wał - jedynie minus 4 centymetry i Masywne Uda - tutaj nadal zero zmian. Ale ostatnio stawiałam pasjansa i wyszło, że do końca kwietnia zejdzie mi kolejne 7 kilogramów :D
Aaa i jeszcze jedno. Mała próbuje wstawać. W sensie podnosi głowę wysoko jak leży, jakby miała zamiar się rozbujać do siadu. A gdy jej pomogę wstać, to jest uradowana na maxa. W ogóle sztywno główkę trzyma, a nasz Lekarz Prywatny mówi, że jest bardzo rozwinięta emocjonalnie :D
Więc tyle.
Dziś na obiad dietetyczny krupnik, ogromny gar wyszedł, przepis już niedługo :D
Opublikowano 04:15 by lipson
poniedziałek, 3 marca 2014
Psychoruchowo:
- w pozycji na brzuchu nogi proste lub półwyprostowane
- w pozycji na plecach łączy dłonie
- podciągane do pozycji siedzącej unosi głowę i ramiona
- w odpowiedzi śmieje się głośno i gaworzy, próby łączenia sylab
Rozrywkowo:
- może rozpoznawać znajome twarze i wykazywać zainteresowanie innymi osobami
- z pomocą rodzica może sięgać po przedmioty
- kręci na boki i piszczy z rozkoszy
- interesuje się ruchami swoich rączek
- potrafi chwycić przedmiot, którego dotyka
Mam dziecko mniej więcej podręcznikowe- nie jest ani zbyt wrażliwe, ani zbyt płaczliwe, jest nawet według testu z książki Tracy Hogg - właśnie podręcznikowe. A jestem zmęczona. Noce nieprzespane, dni przepełnione ogarnianiem dzidzi i domu. Więc naprawdę naprawdę nie wiem, jak radzą sobie matki trudniejszych dzieci, a jak samotne matki? To już dla mnie w ogóle nie do pomyślenia. Jak powiedział Bóg w filmie "Bruce Wszechmogący":
"Rozstąpienie się zupy to nie cud, to sztuczka.
Samotna matka na dwóch etatach, która znajduje czas dla dziecka- to jest cud"
Mi się wydaje, że kobieta- matka razem ze swoim dzieckiem to cud. Kobieta, która w kilka miesięcy uczy się robić miliard rzeczy na raz, nie sypiając i nie odpoczywając tyle ile powinna oraz małe dziecko, które w kilka miesięcy uczy się być człowiekiem.
Jasna dupa. Cud.
A ja na dwa tygodnie zamieniam się w samotną matkę - K wyjechał w delegację. Do Tunezji. Nie wiem, jak wszystko ogarnę, zawsze gdy wracał z pracy trochę mnie odciążył, dzieckiem się zajął... a tak? 24 godziny na dobę jestem ja i tylko ja.
No dobra, mam rodziców, którzy na spacer wyjdą, ale wiecie- na dłuższą metę, to nadal jestem tylko ja.
Dziś wizyta u dermatologa, wiecznie coś. Tym razem uczulenie na całym ciele- czerwonawe suche placki. Gdy byliśmy 2 tygodnie temu u dermatolog, powiedziała, że to ciemieniucha (plamy były tylko na głowie i jedna na brzuszku). Gdy wskazałam tą na brzuszku, pytając czy ciemieniucha może być na brzuchu ta odparła, że to pewnie od pieluszki.
Głupia pinda.
Teraz mała ma plamy na głowie, na szyi, na ramionach, na brzuchu... Masakra. A pilnuję co jem. Ciuszki ma prane w JELPie, płyn do kąpieli ciągle ten sam, nie wiem od czego może to mieć. Próbowałam na ta głowę i oliwki, i emolium na ciemieniuchę i emolium do kąpieli i ostatnio dwóch maści (hydrocortisonum i clotrimazolum) i one trochę pomogły, ale całość nadal się rozprzestrzenia, więc według mnie trzeba by znaleźć przyczynę a nie tylko leczyć skutki.
No ale od tego są lekarze, zobaczymy.
Rozmawiałam ostatnio z młodą mamą apropo tego co dzieje się u mnie w nocy (mała budzi się co 2-3 godziny). Analizowałam nawet jak je w nocy i zauważyłam, że średnio jedno karmienie na noc to ma tylko chcicę na ssanie, i po paru minutach zasypia- tutaj koleżanka doradziła użycie smoczka zamiast cycka. Poza tym ważne by dziecko mimo wszystko zasypiało w łóżeczku swoim, więc teraz gdy w nocy karmię, od razu przenoszę małą do łóżeczka, mimo że jeszcze nie do końca śpi, po to by zasypiała już u siebie.
Jednak jedna rzecz mnie nadal zastanawia- koleżanka doradziła, by reagować w nocy dopiero gdy mała zacznie kwilić/płakać. Ja do tej pory reagowałam szybciej, bo słyszałam, że mała kopie nogami, przebudziła się, rozkopała kołdrę i ssie łapki. Więc nie czekałam, wyciągałam i karmiłam. Może reaguję za szybko? Może mała zasnęła by z powrotem sama? Może nauczyłam ją, że nie warto zasypiać z powrotem, bo zaraz pojawi się cycuś? Jak sądzicie?
Opublikowano 05:45 by lipson
czwartek, 27 lutego 2014
Sprawdzenie umiejętności:
- na brzuchu opiera się na przedramieniu - czasem jej się zdarzy, głównie na brzuszku wyje, krzyczy i płacze
- utrzymuje głowę prosto w pozycji siedzącej - tak
- bawi się rękami, wkłada dłonie do buzi - tak
- odpowiada uśmiechem na uśmiech - tak
- pierwsze próby łączenia sylab- gada po swojemu, ale czy łączy sylaby? sama nie wiem jak to ma wyglądać
- rozpoznaje twarz mamy i wykazuje zainteresowanie innymi twarzami - tak mi się wydaje
- wie, że coś jest mu już znajome- a cholera wie
- potrafi chwycić podaną do rączki zabawkę i zamachać nią- tak
- umie zamachnąć się na przedmiot ale nie potrafi jeszcze sięgnąć po niego- no machać macha :)
Spodziewałam się, że gdy wybije magiczny trzeci miesiąc to wszystko nagle zacznie być proste, łatwe, przyjemne i oczywiste. Jaaaaasne... Oczywiście, nie jest to poziom masakry pierwszych tygodni, ale ani harmonogram się nie ustalił, ani noce przyjemne... Ale po kolei:
Rozmiar - niektóre 62 są już za małe, inne w sam raz, jeszcze inne- wiszą; z ta numeracją to cholera wie, ale mała ma jakieś 62 centymetry właśnie
Pieluszki - na dniach wchodzimy na trójki Dady
Waga - tydzień temu 5,5 kg
Dzień - mała budzi się około 7, ale cycem jeszcze staram się ją przeciągnąć do 8 (często cycuś wywołuje drzemkę to i mama sobie dośpi), do 10 jesteśmy na nogach, potem spacer, na którym śpi około godziny. Potem znów dwie godziny aktywności i sen południowy, około godziny... potem znów dwie godziny zabawy i około 17 zazwyczaj drzemka, no a około 20 kąpiel i lulu
Zabawy - mata edukacyjna (kopanie grzechotki), czarno- białe książeczki, maskotka Kurczaczek, dialogi z mamą, noszenie oczywiście i pierdzioszki w całe ciałko ;)
Zasypianie - tutaj problem największy, bo zasypiamy albo na bujaku, albo na cycusiu, możecie zdradzić jak zrobić, żeby dziecko samo zasypiało??? :)
Noc - ostatnio masakra i pobudki co około półtorej godziny, już nie wyrabiam... z tego wszystkiego zamówiłam nawet smoczek, bo wydaje się, że mała nie tyle że głodna- a ssać jej się chce... a może pamięta, że niewyspana mama czasem przy karmieniu zasypia i wtedy Gabryś śpi przez dwie godziny z mamą??
Aktualne problemy (prócz nieprzesypianej nocy) - uczulenie na całym ciele, niby dermatolog mówi, że ciemieniucha, ale jakoś jej nie wierzę i w przyszłym tygodniu idziemy do innej
Ja - projekt Ogarnianie Dupy w fazie drugiej - czyli do brzuszków i diety doszła Chodakowska... czytam te wszystkie komentarze ćwiczących dziewczyn, że energia, że endorfiny przy ćwiczeniach i mam ochotę palnąć komuś w łeb, bo ja non stop zmęczona łażę...
I gdzie ten harmonogram? Gdzie przewidywalność? Gdzie "smoczek jest zbędny"?
Czuję się oszukana ;p
Ps- ej, która stara się odchudzić razem ze mną i projektem Ogarnianie Dupy? :D
Opublikowano 11:36 by lipson
sobota, 22 lutego 2014
Dużo dziś odwiedzin mieliśmy i muszę przyznać, że Gabrysia całkiem nieźle to zniosła. Miała jedynie problem z popołudniową drzemką- była zmęczona, ale chyba nadmiar wrażeń nie pozwalał jej zasnąć. Na pomoc przyszedł niezawodny Pan Cyc i udało się uspokoić, nakarmić, ukoić i uśpić w kilkanaście minut.
Jednym z odwiedzających był przyjaciel mojego K - Michał. Michał jest świeżo po ślubie, z ambitnymi planami rozrodczymi ("Ile fabryka da dzieci, tyle będzie"), głośny, pozytywny, charakterystyczny i przystojny facet. Bardzo go lubię.
Właśnie Mała się obudziła, po długiej jak na nią (bo trzygodzinnej) drzemce południowej. Akurat wcinałam drugie śniadanie (marchewka z suszonymi śliwkami- rewelacja!), więc rzuciłam do K:
- To póki co, zmień jej pieluszkę i zaraz ją nakarmię.
K wyszedł, a Michał do mnie:
- Ja tam córkom pieluch zmieniać nie będę.
- Czemu? - pytam zaskoczona.
- Żeby posądzili mnie, że pedofil jestem?
Myślałam, że robi sobie jaja. Nie robił.
- Kąpać też nie będziesz?
- Nie.
Za chwilę poszliśmy do sypialni, gdzie K właśnie smarował pupę Małej kremem. Gdy Michał zauważył, że mała jest pół goła, momentalnie odwrócił wzrok, jakby od samego patrzenia miał się stać już pedofilem.
Gdy goście wyszli, powiedziałam K o naszej rozmowie, zdziwił się, wręcz wyśmiał Michała, ale okazało się, że temat nie jest wcale taki nowy. W pracy K jest facet, który ma kilkumiesięczną córeczkę i dokładnie to samo mówi: "nie będzie zmieniał pieluszki żeby nie wyjść na pedofila".
Nie rozumiem. Wcale a wcale.
Przecież nikt nie wchodzi nam do sypialni i nie patrzy, kto i jak zmienia dziecku pieluszkę. Kto kąpie, myje cipcie, kremuje pupę... Więc tak na prawdę to faceci sami sobie wymyślają taką blokadę. Czego się boją? Że faktycznie staną się zboczeńcami? Że spojrzą na swoje dziecko inaczej niż powinno się patrzeć na dziecko? Co im wmawiają media? Że normalny dorosły facet nie może dotykać swojego dziecka w żadnym wypadku, bo stanie się zwyrodnialcem?
Przecież ja jeszcze pamiętam, jak mój tata wycierał mi dupę jak miałam kilka lat. Przecież nie był pedofilem.
Co się dzieje z dzisiejszymi facetami?
Opublikowano 14:13 by lipson
czwartek, 20 lutego 2014
Teoria:
Każdy człowiek jest inny. Każda ciąża jest inna. Każdy poród jest inny. Każde dziecko jest inne i rozwija się w swoim tempie.
Praktyka:
Mimo, że znam teorię, chciałabym żeby moje dziecko rozwijało się jak najlepiej, jak najszybciej, było najmądrzejsze, najpiękniejsze i w ogóle genialne. Trudno no, mam tak i już.
Dlatego ostatnio lekko się przejęłam pewnym postem.
Oczywiście znów zawiniła Czerwonowłosa. (Tak, ty! :P) Piszę "znów" bo raz już taka sytuacja mi się przydażyła- jeszcze gdy byłam w ciązy, a dokładnie w dwudziestym drugim tygodniu (tak tak, specjalnie to znalazłam). Wtedy chodziło o to, że jej płód kopie bardziej niż mój.
Teraz wydaje to się śmieszne.
Bo teraz nie chodzi już o płód.
Dzidziol Czerwonowłosej unosi główkę wyżej niż mój i przewraca się na plecki.
Nosz kurwa.
Przecież niby to bzdura. Każde dziecko rozwija się w swoim tempie, niektóre startują ambitnie, potem zrównują, a inne rozwijają się powoli, by potem nadgonić. A po drugie- dżizas, to tylko główka!
Ale jednak.
Moje dziecko powinno być genialne.
Myślałam tak tylko kilka minut. To była chwila. Na tyle jednak długa, że zaczęłam się zastanawiać, czy można się ustrzec przed porównywaniem w ogóle.
Moje dziecko umie połowę tabliczki mnożenia, a dziecko sąsiadów całą. Moje jeszcze robi w pieluszkę, a jego kuzynka nie. Moje jeszcze nie powiedziało pierwszego przekleństwa, a dzieciak na podwórku już tak. Zastanawiając się nad tym znalazłam nawet kilka postów matek. Głównie przeważały dwie opinie:
- nie powinno się porównywać dzieci
- nie da się nie porównywać dzieci
Moje dziecko umie połowę tabliczki mnożenia, a dziecko sąsiadów całą. Moje jeszcze robi w pieluszkę, a jego kuzynka nie. Moje jeszcze nie powiedziało pierwszego przekleństwa, a dzieciak na podwórku już tak. Zastanawiając się nad tym znalazłam nawet kilka postów matek. Głównie przeważały dwie opinie:
- nie powinno się porównywać dzieci
- nie da się nie porównywać dzieci
Co sądzicie?
Dobra, a teraz z innej beczki.
Specjalnie dla grubasek poporodowych założyłam bloga z dietetycznymi przepisami dla mam karmiących - zapraszam. Wchodźcie, próbujcie, komentujcie i polecajcie innym mamuśkom :)
Opublikowano 12:58 by lipson
wtorek, 18 lutego 2014
Nienawiść podwójna, gdyż moja i Gabrysi.
Ja nienawidzę patrzeć na swój brzuch, ona nienawidzi leżeć na swoim.
Życie z wałem
O wale post już był konkretny, bo i wał konkretny. Z resztą w skład Zespołu Nadwagowego prócz Przeciwstosunkowego Wała wchodzą Wkurzające Boczki, Grube Uda, Szeroka Talia, Pelikanowe Ramiona i Masywne Łydki.
Słowem: cała ja.
Pierwszy miesiąc życia mego potomka ledwo ogarniałam cokolwiek, w drugim miesiącu mała chorowała, więc dopiero niedawno mogłam konkretnie wziąć się za siebie. A było za co się brać, bo według wskaźnika BMI do prawidłowej wagi brakowało mi 20 kilogramów. Tyle ile waży sześcioletnie dziecko. Miałam w sobie małego tłustego, żądnego kalorii dzieciaka.
Dżizas.
Więc zaczęłam pracę nad sobą. Co jest dość trudne, gdyż muszę jeść minimum 1800 kalorii, by moje mleko nie straciło na jakości, nie mogę natomiast jeść nabiału (kolki mieliśmy od niego) i większości warzyw (czekam do trzeciego miesiąca na wprowadzanie nowości, bo mała jest mega wrażliwa).
Jutro minie cztery tygodnie, od początku projektu "Ogarnianie Dupy", waga wskazuje 7 kilo mniej, na poziomie pępka zeszło 7 centymetrów, w biodrach 4 centymetry. Jest trudno, ale efekty powoli są.
Myślę nawet żeby powrzucać trochę dietetycznych przepisów dla karmiących matek tu na bloga, miałybyście ochotę?
Dupką w górę
Gabrysiowy problem brzuszkowy, mimo, że cholernie różny od mojego, również kończy się na ćwiczeniach, pocie i łzach. Słowo "nienawiść" w tym przypadku jest za słaba. Gdy Dzidziol się zorientuje, że leży na brzuchu (co zajmuje kilka sekund) zaczyna się wrzask i przeklinanie (tak, jestem pewna, że te krzyki to wulgaryzmy pod adresem matki).
Jesteśmy zacofane jeśli chodzi o brzuszek przez miesiąc chorobowy, w którym mieliśmy inne na głowie problemy- chrypa, płacz, katar, szpital, antybiotyki... Daleka byłam do dawania mojemu dziecku dodatkowych powodów do stresu.
A teraz pokutujemy.
Mała powinna do końca miesiąca zacząć ogarniać podpieranie się na przedramionach. A jak pisałam, głównie płacze, krzyczy, wierzga. Leżymy więc na brzuchu na rękach pięć minut (pozycja supermana) - by ćwiczyć główkę bez stresu (mała lubi tą pozycję) a potem kładziemy małą na pieluszkę rozłożoną na łóżku - i tutaj mamy kolejne pięć minut, z czego cztery minuty i około pięćdziesiąt sekund płaczu.
Próbujemy zabawiać Dzidziola, oczywiście, ale to jak opowiadanie kawałów rodzącej kobiecie. Ma to głęboko w dupie.
Słyszałam natomiast od pani, która pracuje w żłobku, że niektóre dzieci, z nienawiści do leżenia na brzuszku w ogóle nie raczkują, pomijają ten etap i od razu zaczynają chodzić. Z drugiej jednak strony, leżenie na brzuchu dla nikogo nie powinno być takim traumatycznym przeżyciem.
Jak wasze dzieci radzą sobie z leżeniem na brzuchu?
Opublikowano 04:33 by lipson
sobota, 15 lutego 2014
Zacznijmy od tego, że to normalne- że ludzie się rozmnażają, kobiety rodzą dzieci, dzieci dorastają. Tak samo normalne jest, że jak podłączymy plastikowe pudełko ze szklaną kulką sznurkiem do ściany to będzie światło. Tak samo normalne jest, że z pionowego kawałka drewna wyrasta jedzenie a po deszczu na niebie pojawia się kolorowy pasek.
Ale właśnie jakby się dobrze skupić - to każda z tych rzeczy jest mega magiczna.
I właśnie ja się czasem skupiam i patrzę na Gabrysię.
Jeszcze rok temu nie istniała. Nie było jej. Wcale a wcale. Pojawiła się tylko dzięki nam, w moim brzuchu, a teraz jest. Autonomiczna, całkiem inna od nas, myśląca, mówiąca (w swoim jeszcze języku), ma ręce, nogi... a jeszcze niedawno jeszcze jej wcale nie było. W ogóle. Nie wiem, czy rozumiecie. I czy czasem też tak macie- że skupiacie się i patrzycie na swoje dziecko nie jak na najnormalniejszą kolej rzeczy, a jak na cud, na wynik waszej i tylko waszej "produkcji".
Fajne to.
Moja psycha mutuje. Są i inne tej mutacji dziwactwa. Na przykład... całkiem inaczej odbieram filmy, gdzie jest mowa o niemowlakach, a broń boże - niemowlakowi coś się dzieje. Nie płaczę, nie histeryzuję, tylko po prostu jakoś inaczej patrzę, analizuję, trafiają te obrazy gdzieś indziej w mojej psychice niż kiedyś.
Mówię tu o filmach takich jak:
Dziwnie jest być mamą. Dziwnie ale i naturalnie. Wszystko tak płynnie się dzieje. Już nie pamiętam, gdy mała nie potrafiła skupić wzroku, nie pamiętam gdy nie wierzgała nogami i rękami, a jednak to przecież dopiero co było. Dziwne to wszystko.
Dziwne a przecież naturalne.
Dżizas, ależ to popieprzone :)
Opublikowano 04:43 by lipson
wtorek, 4 lutego 2014
Psychoruchowo:
- przy pozycji na brzuchu opiera się na przedramieniu
- utrzymuje głowę prosto w pozycji siedzącej
- bawi się rękami, wkłada dłonie do buzi,
- odpowiada uśmiechem na uśmiech
- pierwsze próby łączenia sylab
Rozrywkowo:
- rozpoznaje twarz mamy i wykazuje zainteresowanie innymi twarzami
- wie, że coś jest mu już znajome
- potrafi chwycić podaną do rączki zabawkę i zamachać nią
- umie zamachnąć się na przedmiot ale nie potrafi jeszcze sięgnąć po niego
Pojawił się jasny punkt w noworodkowym tunelu strachu. Rozpoczął się trzeci miesiąc.
Słynny trzeci miesiąc. Bo mówią, że trzy pierwsze miesiące są najtrudniejsze.
I czuję, że tfu tfu tfu tfu tfu zaczyna być fajnie. Ok, nadal nie lubimy leżeć na brzuszku. Ok, nadal mamy katarek, a od kilku dni musimy bekać po cycusiu (czego wcześniej nie musieliśmy). Ale zazwyczaj wiem, czemu Dzidziol marudzi, a to jest- powiem ja wam- mały krok dla człowieka, ale ogromny dla ludzkości w mojej Niemowlakolandii.
I nawet wyglądam jak człowiek. W sensie - myję się i nie chodzę w domu w pidżamie. Robię brzuszki i jem zdrowo 1500kcal dziennie. Ok, strzelają mi kości, bo brakuje mi wapnia (nadal nie jem nabiału), ale to kwestia kupienia jakichś witaminek.
Gabrysia się uśmiecha, pięknie pierdzi, robi kupy i od niedawna- ślini. Kto by wiedział, że tak małe rzeczy są tak wielkie. A, no i becikowe dostaliśmy. Możemy ułożyć sobie życie od nowa ;)
Opublikowano 12:29 by lipson
czwartek, 30 stycznia 2014
Szykując się do roli matki czytałam, dowiadywałam się, rozmawiałam. Okazuje się jednak, że są rzeczy, których się nie spodziewałam, o których nikt mi nie powiedział lub o czym miałam całkiem inne wyobrażenie.
1) Karmienie piersią
Teoria: na warsztatach położna "sprzedała" nam patent na karmienie co 2,5 godziny w nocy; wszystko opierało się na tym, że ssanie piersi jest "lekiem na całe zło" i żeby nam dziecko zjadło tyle, ile chcemy można je nawet rozebrać; bo rozebrane płacze, a płaczące chętnie uspokoi się przy cycku.
Praktyka: a co jeśli dziecko płacze przy cycku właśnie? Ssie minutę, puszcza i płacze? A gdy się uspokoi i zostanie przystawione ponownie, ssie chwilkę i znów zaczyna wrzeszczeć? Skoro cycek jest lekiem na całe zło, to co jest lekiem na płacz przy cycku?
2) Smoczek
Teoria: czytałam o smoczkach, stworzyłam nawet dość konkretny wpis na temat szkodliwości nadmiernego stosowania smoczków; w podsumowaniu pisałam, by używać smoczka jak najmniej a najlepiej wcale.
Praktyka: zdrowe niemowlęta najczęściej nie lubią i nie potrafią ssać smoczka, co paradoksalnie okazuje się wcale nie takie fajne. Będąc w szpitalu przekonałam się, że gdy nie ma bujaczków, leżaczków, kołysanek, karuzelek i innych bzdurek, które normalnie dziecko uspokajają i usypiają, możliwość uspokojenia niemowlęcia smoczkiem byłaby genialna. A tu wciskasz w mała buzię smoka, a dzidzia jeszcze bardziej się wkurza. I nosisz i bujasz i podrzucasz i tulisz i nosisz i bujasz....
3) Frida
Teoria: aspirator do nosa Frida pojawia się w KAŻDEJ wyprawce dziecięcej, na każdym blogu, który widziałam. Ponieważ "jest to produkt bezpieczny i może być używany zarówno w warunkach domowych przez członków rodziny, gdzie otoczenie bakteriologiczne jest jednakowe dla wszystkich, jak i profesjonalistów - pielęgniarki i lekarzy w przychodniach i na oddziałach dziecięcych szpitali. Jako wyjątkowo prosty w użyciu przyrząd, łatwy do utrzymania w czystości, higieniczny i bezpieczny, Frida powinna stanowić niezbędny element wyposażenia każdej apteczki tam, gdzie znajdują się dzieci" - jak piszą w Internecie.
Praktyka: dopiero pediatra i laryngolog przedstawili nam szkodliwość stosowania Fridy - poważne uszkodzenia nabłonka w nosie dziecka oraz uszkodzenie delikatnych włosków, które tam się znajdują. Okazuje się, że częste stosowanie aspiratora krzywdzi naturalne środowisko w nosie maleństwa i należy Fridy używać tylko w ostateczności. Tylko w ostateczności, a nie przy najmniejszym hałasie w środku.
Opublikowano 07:23 by lipson
wtorek, 28 stycznia 2014
Zaczęło się od kataru, który ktoś najwidoczniej Jej sprzedał.
Z katarem poszliśmy do rodzinnej, która nic w płucach nie usłyszała i dała skierowanie do laryngologa.
Laryngolog nic w uszach, nosie i gardle nie zobaczyła, odesłała nas do rodzinnej.
Rodzinna dała skierowanie na zdjęcie klatki i w jego opisie wyczytaliśmy, że jakiś miąższ w płucu...
Zapalenie płuc.
Ale bez gorączki? Bez kaszlu?
"Takie są wirusy tej zimy, silne i przebiegłe" - odpowiedzieli mi.
"My z chorym noworodkiem" to najstraszniejsze zdanie jakie wypowiedziałam, od kiedy pamiętam. Na szczęście, jest to też silne zdanie- do każdego lekarza weszliśmy bez kolejki. Powstrzymywałam płacz, byłam przerażona, moja Mała chora.
A to był dopiero początek.
Dostaliśmy antybiotyk doustny. Mała płakała wieczorami tak, że serce się krajało. Ja razem z nią.
Katar przeszedł, pojawił się kaszel i chrypa. Po 5 dniach brania antybiotyku były nadal. Niedobrze, niedobrze, niedobrze. Wróciliśmy do rodzinnej, dała skierowanie na badania do szpitala.
W szpitalu Małą osłuchali i... przyjęli nas na leczenie!
I zaczęła się gehenna.
Najpierw szok i płacz "co ja zrobiłam, moje kilkutygodniowe dziecko musi iść do szpitala", potem "boże, ona tak płacze jak jej wbijają wenflon", następnie "jezu, jakie te łóżeczko obdrapane, metalowe, brzydkie, jak więzienne, a obok dwu i trzylatki na sali a moja taka maluteńka..." Płakałam bezgłośnie prawie non stop przez kilka godzin.
Dzieciaki na sali głośne, jedno z nich miało matkę nadającą się do Superniani (na tydzień czasu dwuletnie dziecko dostaje do zabawy jednego pluszaka, do picia gazowane napoje, jako przekąski - sok z wodą z kranu i słodziki, a to tylko część z ciekawostek). Gdy przyszło do usypiania nocnego, musieliśmy z K pójść... do świetlicy! Bo u nas na sali do północy wrzask, pisk, jarzeniówki na maxa. Gdy ją w końcu uśpiliśmy, siedziałam z półtoramiesięcznym niemowlakiem na plastkikowym krzesełku w świetlicy półtorej godziny w ciemności czekając aż ten bachor z mojej sali zaśnie.
W dzień mała sypiała krótko i lekko - bo przecież na sali dzieci które w dzień się bawią, krzyczą, maszyny do inhalacji chodzą głośno, światło mocne... Mała marudna, bo niewyspana, mi serce krwawiło. Bo do tego zaczął się problem z karmieniem.
Karmię leżąc, ze względu na duże piersi i duże ciśnienie mleka.
A matkom na oddziale dziecięcym przysługuje (uwaga) jedynie krzesełko.
Drugiej nocy, o 5 rano mała się obudziła, zmieniłam pieluszkę i przystawiłam do piersi w pozycji klasycznej. Po 3 minutach mała się zakrztusiła i zaczął się płacz. Okropny, przerażający. Wyszłam z sali do przedpokoju boxu żeby nie obudzić reszty. Próbowałam ją uspokoić, uśpić, dostawić, znów płacz, usypianie, lulanie, uspokajanie, podrzucanie, kołysanie... i tak dwie godziny. Byłam wyczerpana, zadzwoniłam po K, żeby przyjeżdżał bo nie daję rady. Pielęgniarki nie zwracały na nas uwagi, gdy pytałam czy znalazłoby się jakieś łóżko żeby się położyć, jedna odpowiedziała "to nie hotel", inną prosiłam, żeby chociaż na chwilkę, bo nie mogę dziecka nakarmić i płacze.
- Nie ma łóżek. - odpowiedzieli.
K przyjechał, zaczął lulać małą, ja położyłam się na swoim plażowym leżaku, przykryłam kocem i próbowałam odstresować. Po pół godzinie, K stwierdził "musisz ją nakarmić".
No kurwa, wiem, że muszę, ale jak??
Wpadłam na pomysł. Wcisnęłam się na łóżeczko małej, jakoś zmieściłam dupsko, K przyłożył mała, JEST! SSIE!
- Nie może pani tam leżeć! - słyszę zza pleców.
- Ale to tylko na chwilę, nie mam jak dziecka nakarmić - mówię odwracając głowę. Niestety przy tym zabiegu odsunęłam się lekko, mała puściła pierś i znów płacz.
Byłam na skraju wycieńczenia, zestrasowana i zmartwiona płaczem mojego dziecka. K doradził, by położyć się na podłodze. Byłam w takim stanie, że i na żerandolu bym się powiesiła, żeby tylko nakarmić małą (nie jadła już ponad pięć godzin). Rozłożyłam dwa koce, położyłam się, K próbował uspokoić płaczącą nadal Gabrysię.
- Nie może pani leżeć na podłodze - mówi jakiś babsztyl w drzwiach - proszę to sprzątnąć.
Co? Kurwa. Nawet na podłodze nie mogę się położyć? Mała płacze, głodna jest, a ja kurwa mać nawet miejsca w szpitalu nie mam, żeby ją nakarmić.
Rozryczałam się. Jak dziecko małe, w dupie mając co inni na sali powiedzą.
Akurat jakaś doktórka weszła.
- Czy mogę prosić jednorazowo o mleko dla małej? - spytałam płacząc.
- Ale pani nie może się poddawać, mleko mamy jest zdrowsze i co ważniejsze tańsze.
- Ale nie mogę nakarmić jej. W domu karmię na boku, bo ciśnienie mleka, mała nie przyzwyczajona, krztusi się, płacze, od kilku godzin nic nie jadła - mówię łkając.
Doktórka każe mi przystawić uspokojoną przez K Gabrysię. Myśli, że nie umiem dostawiać. Dostawiamy na siedząco, mała zaczyna płakać. Patrzę na nią błagalnie.
- Iwona - krzyczy doktórka do pielęgniarki, która akurat wyszła z naszej sali - weź tu wjedź jakimś łóżkiem.
I dostałam łóżko. Po tylu krzykach i płaczach. Jednak się znalazło.
- Widzisz, ja powinnam ci powiedzieć - mówi mi przez telefon kumpela - jak nie zrobić tam rozpierdolu, to nikt ci nic nie da.
I chyba ma rację.
Z karmieniem było lepiej dobę czy dwie - dopóki wenflon nie zaczął małej boleć i nie mogła leżeć na lewym boku. Wtedy musieliśmy kombinować z pozycją spod pachy i innymi wersjami. Wszystko skutkowało na jedno- dwa karmienia. Z usypianiem nadal była masakra. Z napięciem wyczekiwałam wyjścia do domu. Zwłaszcza, że po czterech dniach złapałam jelitówkę (panowała na oddziale)
Po pięciu dniach nas wypisali. Na wypisie informacja o poprawie stanu zdrowia. A my w domu zauważyliśmy, że kaszel i chrypa nadal są. Cholera, to po co to wszystko było???
Na drugi dzień od wyjścia ze szpitala idziemy do lekarza, przepisuje inhalacje lecznicze, mówi, że mała niedoleczona jest. Więc kolejne pięć dni leczymy ją w domu.
Mija chrypa, mija kaszel, boże, czyżby lepiej?
Piątego dnia leczenia jak koszmar powraca katar- w nocy i z rana jeździ małej po nosie. Boże, tylko nie to.
Mała pokasłuje od kataru, ciągnie nosem, płacze gdy próbujemy wyciągać smarki (co robimy w ostateczności według zaleceń lekarza), mam już dość.
Ciągnie się to już miesiąc, jutro idziemy do kolejnego lekarza, może tym razem wyleczy ją do końca.
Sprawdza się to, co mówią: "nieważne jaka płeć, byleby zdrowe".
Opublikowano 02:28 by lipson
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Długo nie pisałam. Miało być coraz lepiej, coraz łatwiej, a jest... hmm, coraz ciekawiej. Zabierałam się do pisania Instrukcji Obsługi Niemowlaka- taki skrót informacji, o których nie wiedziałam, a których mnie dziecko nauczyło. Jednak w momencie pisania np, że dobrze najedzony maluch najedzony jest przynajmniej na dwie godziny, moja mała budziła się po godzinie. A jak pisałam, że niemowlę nie płacze bez powodu, uspokajałam płaczące dziecko trzy godziny. Mało to mobilizujące ;p
Wklejam to, co już napisałam i więcej nie próbuję pisać, bo znów wywołam jakąś katastrofę :p
Wklejam to, co już napisałam i więcej nie próbuję pisać, bo znów wywołam jakąś katastrofę :p
- gdy Dzidziola zatankujemy do pełna, jest najedzony przynajmniej na 2 godziny (mleko mamy jest lekkostrawne i trawi się właśnie ok. 1,5 godziny), karmienie co godzinę czy pół oznacza błąd w karmieniu (np. dziecko za krótko ssie lub mama źle interpretuje płacz dziecka)
- dobre tankowanie oznacza pobudzanie do ssania (gilganie po policzku, brodzie, itede), ewentualnie karmienie na "dwie raty" (karmimy, dzidzia zasypia, odkładamy do łóżeczka, dzidzia się budzi, to karmimy jeszcze raz z tej samej piersi)
- gdy Dziecko płacze przy karmieniu może to oznaczać konieczność puszczenia bąka (lub właśnie puszczony bąk), konieczność odbicia, zatkany nosek albo np. zbyt duże ciśnienie mleka
PŁACZ
- niemowlę nigdy nie płacze bez powodu
- powody płaczu niemowlęcia bywają przewidywalne ("głodny jestem"), mniej przewidywalne ("muszę puścić bąka"), i najgorszy rodzaj płaczu, czyli "cholera wie czemu płacze" (zatkany nos, strach wywołany wielką kupą, ból brzuszka, irytacja spowodowana tym, że cycek wyskakuje z buzi gdy się odchyli za bardzo głowę)
- gdy już naprawdę nie wiemy co jest dziecku, a podstawowe powody odrzuciliśmy (pełna pielucha, za zimno, za ciepło, głód, ból) polecam metodę 5S - JEST MEGA
Są momenty gdy nie mam już siły, dzięki niebiosom K jest na tacierzyńskim i wtedy przejmuje stery. Mimo, że zaczął się już drugi miesiąc, a mówią, że pierwszy najtrudniejszy, wiele rzeczy dzieje się właśnie po raz pierwszy - pierwsze wybudzenie w nocy przez zatkany nos, pierwszy płacz wywołany wprowadzeniem nowego produktu (pieprzony brokuł), pierwsze zatrzymanie kupy (jeszcze nigdy nie tęskniłam tak za stolcem). Oczywiście jest też pierwszy świadomy uśmiech i pierwszy świadomy uśmiech pełną gębą- najwięcej tych uśmiechów dzieje się podczas zmiany pieluch, więc głównym świadkiem jest K.
Najwięcej relaksu mam,gdy mała śpi.
Kiedy będzie łatwiej?
Opublikowano 04:22 by lipson
niedziela, 15 grudnia 2013
Bałam się cyców moich, oj bałam. Nasłuchałam się o problemach z laktacją przed porodem, więc leżąc z łbem przygwożdżonym do szpitalnego łóżka, czekając na kolejne znieczulenie, po trzeciej nad ranem martwiłam się nie o szwy, nie o wagę, nie o przewijanie tylko właśnie o mleko.
Cóż, okazało się, że nie bez powodu.
Spotkało mnie piękne kombo cycowych problemów laktacyjnych: brak pokarmu, ból sutków, problemy z dostawianiem, nawał pokarmu, ulewanie, czkawka, kolka i problemy z trawieniem.
Brak pokarmu
Znałam opinię, że po cesarce pokarm pojawia się z opóźnieniem i że najlepszym na to lekarstwem jest jak najczęstsze dostawianie. Zaczęłam więc krótko po pierwszym powstaniu z dwunastogodzinnego łóżka, jak tylko usunięto mi cewnik. Położne dziwiły się, że taka dzielna jestem, że się rwę do przystawiania.
Śniadanie poszło nam pięknie, obiad również. Problem zaczął się przy kolacji- 50minut na cycu i płacz. Ja spocona z nerwów i temperatury szpitalnej, zestresowana, przestraszona i zdezorientowana, w końcu wezwałam położną, która małą wzięła i dokarmiła butelką. Odebrałam to jako osobistą porażkę, ale nie poddawałam się. Przystawiałam i dokarmiałam, czekając na pokarm.
Wychodząc na trzecią dobę ze szpitala pokarmu nadal nie było. A przecież na trzecią powinien się pojawić!
Jak tylko zlądowałam w domu i uśpiłam Małą, wlazłam do neta i wygooglowałam "po jakim czasie po cesarce pojawił się pokarm".
Zeznania mausiek były różne, najbardziej jednak rozwaliły mnie opinie typu "nie wiem o co wam chodzi, po cesarce pokarm pojawia się od razu, tak jak po naturalnym porodzie, dla organizmu poród to poród".
Jak CHU! - myślałam.
Przystawiałam, dokarmiałam, przystawiałam, dokarmiałam, płakałam, przystawiałam...
Ból sutków
Jezus Maria! Ból to mało powiedziane. Trudno obiektywnie oceniać wrażliwość człowieka czy różnych części jego ciała na ból, ale moje suty to chyba są super-wrażliwe. Pierwszy tydzień przy każdym przystawieniu kurwowałam i syczałam, w drugim tygodniu wiłam nogami i zaciskałam usta.
Wyczytane sposoby na bolące sutki: maść Bepanthen, smarowanie własnym mlekiem, dużo wietrzenia.
Sprawdzony przeze mnie sposób: czas (niestety suty muszą się przyzwyczaić do nowego ssaka)
Problemy z dostawianiem
W szpitalu było fajnie, bo gdy nie wiedziałam jak przystawić, pojawiała się położna (mniej lub bardziej miła), w jedną rękę brała suta z otoczką, w drugą główkę dziecka, BAM! (tu pojawiał się ruch jak przy uderzaniu o siebie talerzy) i dziecko przystawione.
W domu już tak fajnie nie było, próbowałam wcisnąć dziecku suta, próbowałam ogarniać jego główkę, bo wszędzie napisane "przystawiać dziecko do piersi a nie pierś do dziecka". Nie udawało się. Dziecko zirytowane płakało, ja płakałam z bezsilności. Czułam, że z mojej winy dziecko cierpi.
W pewnym momencie jednak, po zaskakująco udanym przystawieniu (dnia któregoś z rzędu) zauważyłam, że Mój Ssak przystawił się sam. Sprawdziłam przy kolejnym przystawieniu - faktycznie! Trzymałam na odpowiednim poziomie suta, a Ssak sam się "narzucał" na niego. Widocznie ma to po tatusiu - woli po swojemu.
Wniosek: relaks, take it easy, bo nie zawsze jest zgodnie z teorią.
Nawał pokarmu
Doby piątej, gdy pokarmu nadal nie było, sięgnęłam po laktator, by bardziej pobudzić laktację. Urządzenie straszne, według mnie. Odciągałam, dawałam Małej, przystawiałam ją i dokarmiałam Bebilonem.
Jakież było moje przerażenie gdy przy kolejnym karmieniu moje sutki się schowały!!!
Mała nie mogła złapać, ja nie mogłam ich "wyciągnąć", pieprzony laktator! Dzwoniłam do jednej kumpeli, do drugiej, żadna nie wiedziała co mogło się stać.
Płakałam- nie dość, że pokarmu brak, to nawet przystawić Małej nie mogłam. Wzięłam ciepły prysznic (nie pomógł), poszłam spać. W nocy obudziłam się z cycami jak z pornola- napompowanymi na maxa!
Aaaaa! To ten słynny nawał pokarmu ukrył się pod schowanymi sutkami. Odetchnęłam, bo wiedziałam jak sobie radzić: ciepły prysznic dla cycusia przed karmieniem, zimna kapusta dla cycusia po karmieniu i pomoc laktatora w wyciągnięciu sutka. Udało się. Zaczęło lecieć...
Ulewanie
...lecieć aż za bardzo. Mała się krztusiła, ulewała podczas karmienia i po karmieniu. Ba! Ulewałam podczas karmienia nosem nawet! I co teraz? Google. (Jak sobie ludzie radzili bez Internetu?) Poczytałam, poczytałam i już wiedziałam.
Rada: głowa dzidzi na lekkim podwyższeniu, a cyc jak najniżej, by pokarm leciał chociaż trochę pod górkę a przynajmniej poziomo. Ja upodobałam sobie pozycję leżącą.
Pomogło. Nie wyeliminowało ulewania w 100%, bo Gabrycha jest mega łapczywa, ale widocznie zmniejszyło problem.
Czkawka
Nie zawsze się Małej odbekuje. Łazimy, głaszczemy po plerkach, czekamy czekamy. I gdy w końcu pojawia się bek, jakież jest nasze zirytowanie, gdy najczęściej po nim zaczyna się czkawka. Irytująca zarówno mnie, jak i - niestety - Dziecię me. Najgorzej gdy jesteśmy w fazie usypiania...
Powody czkawki: połknięte powietrze lub niska temperatura; ze względu na łapczywość Gabrysi, u nas jest to powód numer jeden.
Sposób na czkawkę: sama przyszła, sama pójdzie. I to jest najbardziej wkurzające. (może Wy macie jakieś własne sposoby na gópią czkawkę?)
Kolka
A jednak nie. Najbardziej wkurzająca jest słynna kolka. Okropny, długotrwały płacz dziecka, na który sposobów wiele, jednak idealnego brak.
U Gabrysi kolkę rozpoznała moja koleżanka- ja sądziłam, że płacz musi trwać 3 godziny, żeby móc nazwać to kolką (gdzieś wyczytałam). Okazało się, że nie.
Próbowaliśmy masażu brzuszka, przyciągania nóżek do brzucha, suszarki, ciepłego okładu, butelki z ciepłą wodą, noszenia w różnorakich pozycjach. Wszystko pomagało na chwilę. Aż do następnego "skurczu".
Koleżanka powiedziała, że jej pediatra twierdzi, że dwutygodniowe dziecko nie może mieć kolki. Że to za wcześnie. Jej synek (2,5tygodnia) miał kolki, dostał skierowanie na mocz i trafił do szpitala, bo bakteria.
Przestraszyłam się i zadzwoniłam do mojej środowiskowej- może Moja Córa tez powinna dostać skierowanie na mocz? Położna uspokoiła i zadała kilka pytań:
- Je panie orzechy?
- Nie
- Dobrze. Je pani czekoladę?
- Nie.
- Dobrze. Pije pani herbatkę laktacyjną, z koprem?
- Tak.
- Dobrze. Nabiał pani je?
- Tak.
- Odstawić.
Odstawiłam. Po 3 dniach zapomniałam o kolkach. Tfu tfu, oby nie wróciły.
W laktacyjnym temacie zostając, wypróbowałam dwa typy wkładek laktacyjnych: MAM i Babydream.
Wygląd:
MAM są widocznie cieńsze i delikatniejsze, jednak gdy wkładałam w jedną miskę stanika MAM, a w drugą Babydream - nie czułam różnicy.
Efekt
Co do chłonności, trudno dokładnie powiedzieć, bo cycusie w równym tempie nie ciekną, wydaje się jednak, że MAMy są troszkę bardziej chłonne, nie "wypuszczają" tak łatwo cieczy z powrotem.
Cena
MAM: 25zł, Babydream: 5zł.
Wygląd:
MAM są widocznie cieńsze i delikatniejsze, jednak gdy wkładałam w jedną miskę stanika MAM, a w drugą Babydream - nie czułam różnicy.
Efekt
Co do chłonności, trudno dokładnie powiedzieć, bo cycusie w równym tempie nie ciekną, wydaje się jednak, że MAMy są troszkę bardziej chłonne, nie "wypuszczają" tak łatwo cieczy z powrotem.
Cena
MAM: 25zł, Babydream: 5zł.
A jakie wy macie/ miałyście przygody z laktacją?
Opublikowano 12:22 by lipson
sobota, 14 grudnia 2013
Ok, ok, wiedziałam, że podczas porodu nie "zrzucę" wszystkiego, co przytyłam w ciąży, ale nie spodziewałam się TEGO.
Gdy pierwszy raz wstałam z łóżka po cesarce ("dżizas, boli, boli, boli, boli") i poszłam z pomocą położnej do łazienki obmyć się pod prysznicem, nie zwróciłam uwagi na TO.
Dopiero za drugim czy trzecim marszem do łazienki, gdzieś z otchłani bólu pooperacyjnego, rwania sutków i ciągnięcia szwów skierowałam moje niewyspane oczy w lustro i właśnie TO zobaczyłam.
Ja w dupę pierdzielę.
I to nie tak, że nie jestem przyzwyczajona do posiadania brzuszka- zawsze miałam z nim problem. Ale nigdy, przenigdy nie był on w formie ZASŁONY! "Wdech, wydech, wdech, wydech, to opuchlizna jest - myślałam sobie - przyjrzysz się temu dziwnemu tworowi w domu, na spokojnie".
Parę dni minęło i ON nadal tam jest - pokryty mięsno-różowymi pręgami (które przy ciąży w sumie nie wyglądały tak źle jak teraz), zaczynający się na jednym boku, a kończący na drugim, wiszący prawie do kolan - WAŁ. Wyglądam jakbym ważyła 100kg i schudła 10kg bez ćwiczeń i - o zgrozo! - prawie właśnie tak było.
- Ty wiesz, że teraz, świeżo po porodzie jesteś mega płodna - zagadała do mnie ostatnio koleżanka - musicie uważać, jeśli nie chcesz znów być w ciąży.
- Powaliło cię?! - pytam szczerze - ja się przed K już nigdy w życiu nie rozbiorę do naga! Jeśli będziemy się kochać, to tylko przy zgaszonym świetle.
- Przesadzasz - wtrąca się K.
- Tak sądzisz? - odpowiadam pytaniem - A pamiętasz nasz ostatni sex?
- No....
- To pielęgnuj te wspomnienie, tylko ono ci zostało.
Uważam się za kobietę pewną siebie, ale żarty żartami - od porodu K mnie nagiej nie widział. A jego Mały Żołnierzyk chciałby już iść na misję. Dzięki bogu, póki co zasłaniam się 6tygodniowym poporodowym zakazem sexu, ale co będzie gdy to minie?
Dziewczyny, czy ten wał się chociaż trochę wchłania? (spytała naiwnie)
Jak się go pozbyć, skoro dietować nie można, bo cyca się daje, a na ćwiczenia i czasu i siły brak?
Opublikowano 05:06 by lipson
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Mówią, że na początku, w pierwszym miesiącu życia dziecka, maluch tylko je i śpi. Okazuje się, że nie do końca. Sytuacja taka ma miejsce jedynie w pierwszym tygodniu życia małego człowieka, i dzięki bogu bo niedoświadczeni rodzice mają czas by ogarnąć nową sytuację.
A jest co ogarniać.
W gorzowskim szpitalu po cięciu cesarskim leży się na oddziale trzy doby. Dziecko jest z mamą od dwunastej godziny po porodzie (wcześniej nie można wstawać), non stop, prócz badań i ewentualnie nocy, gdzie mama może prosić o "przechowanie" dzidziola u pielęgniarek.
Po tym czasie jedziesz do domu. Jupi! Tylko się cieszyć!
Hmm... czyżby?
Gdy na trzecią dobę dostałam wypis oraz życzenia powodzenia od pediatry i pana doktora... poszłam do kibla i poryczałam się jak małe dziecko. "Ja pieprze, jak ja sobie sama poradzę? Pokarmu ciągle nie ma, szwy bolą, głowa pęka, a płacz dziecka nadal przeraża... Kurde, w co ja się wpakowałam?!"
Mój strach trwał kilkanaście minut, potem nie było na niego czasu.
Z dzieckiem jest tak, że jest trudno, a za jakiś czas okazuje się, że w sumie nie było tak źle i teraz jest trudniej. I tak całe życie dziecka. Funkcja rosnąca.
Pierwszy tydzień jest trudny, bo wszystko jest nowe, jednak jest łatwy bo dziecko faktycznie dużo poza spaniem, sraniem i amaniem nie robi. Wszystkie te czynności są mega istotne, ważne by przebiegały bez zakłóceń. Już pierwszego dnia po powrocie ze szpitala okazało się, że kilka gadżetów bardzo ułatwiły nam ten pierwszy tydzień. Polecam:
1) dziennik Maluszka Czas
Zaraz... którą pierś podawałam ostatnim razem? Yyy... A ile kupek było wczoraj? Karmiłam butelką o 2:30 czy 3:30? Mogę podać już kolejną? - dziennik Maluszka Czas to dla mnie numer jeden pierwszego tygodnia, nie muszę zapamiętywać cyców, godzin, pieluszek i przysięgam- jeśli jakaś moja znajoma będzie w ciąży- właśnie to ode mnie dostanie, IDEALNY pomocnik
2) butelka Lovi + mleko Bebilon
Chcesz karmić piersią, ha, a kto nie chce. Kwestia tego, że mało która młoda mama karmi od razu bez problemu- jedne mają wklęsłe brodawki, inne mało pokarmu lub wcale, jeszcze inne- zbyt twarde brodawki; dlatego należy w wyprawce dla dziecka zawrzeć przynajmniej jedną butelkę oraz trochę sztucznego mleka, tak na wszelki wypadek. Ja dzięki bogu butelkę dostałam od kumpeli, a mleko poleciłam kupić jeszcze jak byłam w szpitalu.
3) smoczek uspokajający Lovi
Taa, oczywiście, że pamiętam mój post, z którego jasno wynikało "nie podawaj smoczka w pierwszych sześciu tygodniach życia dziecka". Co jednak zrobić, jak dziecko najedzone, suche, ubrane i ryczy? Pierwszą taką sytuację miałam jeszcze w szpitalu i sama położna mi powiedziała: "niech pani wykręci smoczek z butelki i spróbuje podać, bo to może być po prostu potrzeba ssania", jak powiedziała, tak zrobiłam, raz-dwa dziecko zasnęło. I w dupę z teorią. Tak czy inaczej, warto mieć smoczek- chociażby na wszelki wypadek (u mnie, przy przejściu na cyca smok w użyciu jest już rzadko). Próbowałam 3 smoczków i dynamiczny z Lovi okazał się najlepszy (mała lubi wypustki, prawie jak matka ;p)
Taa, oczywiście, że pamiętam mój post, z którego jasno wynikało "nie podawaj smoczka w pierwszych sześciu tygodniach życia dziecka". Co jednak zrobić, jak dziecko najedzone, suche, ubrane i ryczy? Pierwszą taką sytuację miałam jeszcze w szpitalu i sama położna mi powiedziała: "niech pani wykręci smoczek z butelki i spróbuje podać, bo to może być po prostu potrzeba ssania", jak powiedziała, tak zrobiłam, raz-dwa dziecko zasnęło. I w dupę z teorią. Tak czy inaczej, warto mieć smoczek- chociażby na wszelki wypadek (u mnie, przy przejściu na cyca smok w użyciu jest już rzadko). Próbowałam 3 smoczków i dynamiczny z Lovi okazał się najlepszy (mała lubi wypustki, prawie jak matka ;p)
4) podkłady na przewijak
Generalnie kupiłam je pod pupę, ale nie przewidziałam, że mam ogromny tyłek, a podkłady mają nieduże rozmiary, więc położyłam na przewijak. Okazały się rewelacyjne- nawet jak mała walnie stolca czy szczoszka między ściągnięciem jednej pieluszki a założeniem drugiej, wszystko pięknie leci na podkład, pach pach i wywalamy , a prześcieradło na przewijaku czyste.
Generalnie kupiłam je pod pupę, ale nie przewidziałam, że mam ogromny tyłek, a podkłady mają nieduże rozmiary, więc położyłam na przewijak. Okazały się rewelacyjne- nawet jak mała walnie stolca czy szczoszka między ściągnięciem jednej pieluszki a założeniem drugiej, wszystko pięknie leci na podkład, pach pach i wywalamy , a prześcieradło na przewijaku czyste.
Nie ogarnęła mnie matczyna miłość- wiecie, taka "od pierwszego wejrzenia, nieskończona" itd. Od pierwszych dni czułam bardziej poczucie obowiązku i odpowiedzialności za to wielkie-niewielkie coś, co mieszkało nad moim pęcherzem. Z dnia na dzień ta miłość powoli kiełkuje, z każdym jej grymasem, ziewnięciem i machnięciem rączki. Nie wiem, czy to kwestia mojego serca, czy tak właśnie rodzi się te uczucie, a może to wynik cesarki? Może po naturalnym porodzie kocha się od razu na maxa?
Opublikowano 02:01 by lipson
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Ostatnio czytane
Matko, do formy!
-
Cukinia słodko- kwaśna - Kolejne po marchewce z suszonymi śliwkami połączenie warzyw i owoców suszonych, i znów zaskakuje smakiem! Polecam :) *Składniki:* - 3 cukinie - 1...
Popularne posty
Obserwatorzy
Kategorie
Archiwum
Śledzone
-
4 dni temu
-
2 tygodnie temu
-
5 tygodni temu
-
6 miesięcy temu
-
1 rok temu
-
2 lata temu
-
3 lata temu
-
5 lat temu
-
5 lat temu
-
7 lat temu
-
7 lat temu
-
7 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
9 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
10 lat temu
-
11 lat temu
-
11 lat temu
-
11 lat temu
-
11 lat temu
-
11 lat temu
-
-
-
-
-
-
-
-