wtorek, 22 października 2013

U MAMY:

- dzięki obcemu w brzuchu, współrzędne żołądka mamy zmieniły się - jesz mniej, więc powinnaś jeść częściej, by łatwiej trawić i nie być głodną
- możliwe, że rozmiar stopy skoczył na +1, więc nie wszystkie buty tak łatwo się instalują na stopie
- do końca ciąży warto jak najczęściej spacerować oraz leżeć z nogami do góry, by zmniejszyć obrzęki

U KREWETKI:

- ma już paznokcie u nóg, natomiast paznokcie u rąk mogą wręcz wystawać ponad brzeg paluszków, dlatego dzidziol może się już sam podrapać
- waga: ok. 2,3 kg


Największa przerażająca ciekawostka ostatniego tygodnia: czytałam o tym, że w ciąży, zwłaszcza przy jej końcówce rozluźniają się mięśnie, głównie miednicy... ale przeżyłam małego szoka,  gdy porządnie kichnęłam i... popuściłam. Ja pierdziele! Moje ciało mnie zawodzi...
Do tego z zasypianiem mam ogromne problemy, czego w ogóle nie łapie K, który zasypia średnio w 4 minuty.
- Nie rozumiem, jak może ci się nie chcieć spać - mówi do mnie wczoraj w łóżku.
- To nie jest tak, że mi się nie chce, tylko nie mogę... Jak ty zasypiasz i ci jajusia źle leżą to sobie je poprawiasz, nie?
- Noo...
- A wyobraź sobie, jakbyś nie mógł ich poprawić. Dałbyś radę zasnąć?
- Y... Chyba nie, ale czemu niby nie miałbym móc?
- No to, co mi przeszkadza w zaśnięciu jest pod moją skórą, ma pół metra długości i najczęściej, gdy chcę zasnąć to albo ma czkawkę albo ćwiczy break dance. Łapiesz?
 Złapał.

Pojawił się promyk nadziei, że jednak się wyrobimy ze wszystkim. Aktualnie jestem w trakcie wybierania wózka, jak to zrobię na pewno będzie o tym ogromny wpis. Bo powiem Wam, że to mega akcja! Jestem już na czwartym etapie wyboru, dziś chyba wszystko się rozwiąże.
Podłoga w korytarzu położona, w weekend malujemy ścianę nad łóżeczkiem, dzidziol faluje brzuchem prawie non stop, a ja... hmm... jestem na etapie, że już by mógł się urodzić ;)


Jednak w ferworze bycia dorosłymi czekającymi na dziecko ludźmi uciekła nam gdzieś spontaniczność. Jest czułość, miłość, ciepło ple ple ple, tylko ekscytacja gdzieś zdechła pod dziecięcym łóżeczkiem (widziałam tam chyba jej flaki przedwczoraj). Organizujemy chatę, kompletujemy wyprawkę, sprzątamy, ale do sexu na stole czy pod prysznicem już raczej nam nie po drodze. Zwłaszcza, ze przez brzuch wielkości 30kilowej dyni sporo pozycji odpada, same wiecie.
Niewygodnie mi z tym było, moja kobiecość ukryta pod fałdami tłuszczu i hormonów, obudziła się i najpierw posmutniała, potem pogodziła się z tym....a potem...
Wzięła sprawy we własne ręce.
Zgasiłam właśnie światło, był weekendowy późny wieczór, K przytulony do moich pleców zasypiał, a ja myślałam o tym, że możnaby... ale w sumie późno jest... kurde, z drugiej stronie ładnie wszystko ogolone... ale K pewnie zmęczony... A W DUPIE! 
Odwróciłam się i pocałowałam go. I to nie w typie "matki-polki" a raczej "puszczalskiej-nastolatki".
I wiecie co? Okazuje się, że ciemność to najprostsza i genialna metoda na mieszankę romantyzmu, świeżości i zwierzęcej pasji :D

Opublikowano 09:18 by lipson

10 komentarzy

piątek, 18 października 2013

Ostatnio na Szkole Rodzenia dostałyśmy zaproszenia na darmowe warsztaty z cyku Bezpieczny Maluch. Poszłam i zdecydowanie polecam. Powody są trzy:
1) wiedza
2) nagrody (ja wygrałam kółko do kąpania, główną nagrodą był fotelik samochodowy)
3) mega przystojny ratownik (tutaj foto- a z tyłu prezentował się jeszcze fajniej :p )

Minus jest jeden- całość trwa trochę ponad trzy godziny, dupa boli, w brzuchu gniecie, oczy się kleją. Pod koniec dwie ciężarne zaczęły sobie spacerować, a ja pierwszy raz w życiu miałam przeświadczenie, że mój pupens jest za mały.

Do sedna.

Przedstawiane były cztery tematy: pierwsza pomoc dla niemowlaka, bezpieczeństwo w samochodzie, krew pępowinowa i laktacja. Szybciutko w skrócie najważniejsze wiadomości:

Pierwsza pomoc dla niemowlaka
Zdarza się, że dzidziuś "się zawiesi" i przestanie oddychać, bo się zapomniał, bo się zdziwił itd. W takim wypadku należy zrobić jedną z następujących rzeczy: dotknąć lub wziąć na ręce niemowlaka, pogilgać go po stópce, dmuchnąć kilka razy w przestrzeń miedzy nosem a ustami, a jeśli to wszystko nie pomaga, zrobić trzy szybkie wdechy w nos i usta dzidziola.
Jeśli maluszek zakrztusi się należy (niestety opis nie przedstawi tego, co sexowny ratownik pokazywał), przyłożyć maluszka przodem do siebie (jak przy karmieniu piersią, w poziomie, brzuszek do brzuszka), otwieramy usta dzidzi i jeśli widzimy coś w środku, wygrzebujemy małym paluszkiem. Jeśli nic nie widzimy, nie pchamy palców w ciemno, kładziemy dzidziusia brzuchem w dół na kolano i łódeczką z dłoni uderzamy w linii łopatek pięć razy. Przewracamy dzidzię na bok, sprawdzamy czy coś widać w ustach, wygrzebujemy. Jeśli nie widać, przewracamy na plecki, i dwoma palcami w linii sutków robimy pięć uciśnięć. Przewracamy na bok, sprawdzamy czy coś widać w ustach, wygrzebujemy. I znów na brzuch. I tak w kółko do przyjazdu pogotowia. Chyba, że uda nam się "odkrztusić" dzidziusia, łatwo będzie to zauważyć- dziecko zacznie płakać.

Bezpieczeństwo w samochodzie
Tutaj generalnie chodziło o markę Maxi Cosi, nie lubię promować czegoś, czego sama nie wypróbowałam, więc skupię się tylko na ogólnych zasadach: 
- fotelik 0-13kg ustawiamy zawsze tyłem do kierunku jazdy dla bezpieczeństwa dziecka
- najlepsze miejsca na fotelik to (w kolejności od najlepszego): część środkowa tylnej kanapy, miejsce za pasażerem na tylnej kanapie, miejsce za kierowcą na tylnej kanapie, miejsce obok kierowcy
- foteliki dla niemowląt przypinamy pasami trójpunktowymi tak, by dolna część odchylała się maksymalnie 2,5 cm w prawo i w lewo (lub montujemy na specjalnej bazie)
- by ochronić dziecko przed roztrzaskanymi bocznymi szybami (w przeciwieństwie do przedniej one rozwalają się w drobny mak) najlepiej okleić boczną szybę (jak przy przyciemnianiu) a najprościej- kupić przeciwsłoneczne osłonki

Karmienie niemowląt
Najciekawsza według mnie część warsztatów. Prowadziła wykład Położna, konkretna kobieta z ogromnym doświadczeniem. Lubię takie. Laktacja to najtrudniejsza sprawa po porodzie, a po słowach tej Położnej czuję się bardziej pewnie, bardziej wierzę w to, że mi się uda.
- wyłączne karmienie piersią wystarcza maluszkowi do 6 miesiąca życia (uwaga: wymagana jest suplementacja witaminy D), ale już od 4 można powoli rozszerzać dietę (dużo zależy od tego, czy nasza dzidzia jest już gotowa do tego)
- gluten wprowadzamy w 5 miesiącu życia, na początku "ociupinkę", by jelita dzidzi nauczyły się go trawić
- alby nie narazić się na zastoje pokarmu należy niemowlaka przystawiać do piersi w różnych pozycjach, od przodu, spod paszki, na leżąco - i tak w kółko, bo w różnych pozycjach dzidzia wyciąga mleko z różnych części cycka
- przepis na karmienie co 2,5 godziny (TAK! Położna zdradziła nam wypracowany sposób sprawiania, że nie trzeba budzić się co pół godziny): przystawiamy dziecko do piersi i karmimy 20-30 minut (dziecko ma cały czas pić, pobudzamy go np. gilganiem w stópkę), jeśli dzidzia w pewnym momencie odsuwa pierś, dajemy jej kilka minut na "przełknięcie" i z powrotem przystawiamy, jeśli zasypia- można nawet rozebrać do pieluszki, by z zimna się rozbudziło; generalnie chodzi o to, by niemowlę ssało 20-30 minut; potem odbekowujemy i kładziemy do łóżeczka (jeśli beknięcia nie było, kładziemy na boku); czekamy 10-15 minut i - UWAGA - wyciągamy dzidzię i znów przystawiamy do tej samej piersi, na jakieś 10-20 minut. Czemu? Dziecko przez ten czas "oczyści" przełyk, ciutkę odpocznie i będzie mogło najeść się NA MAXA. Jak długo trzeba stosować ten przepis? Tydzień! Tydzień czasu i budzimy się co 2-3 godziny! Już nie mogę się doczekać, by to wypróbować
- przepis na zdrowe piersi przy laktacji (kolejny genialny sposób doświadczonej Położnej): przed karmieniem piersią obmywamy pierś zwykłą wodą, między pierwszą a drugą fazą karmienia również przemywamy zwykłą wodą; a po karmieniu wyciskamy mleko z piersi, pokrywamy mlekiem brodawkę z otoczką, czekamy aż zastygnie, robimy drugą warstwę mleka na brodawkach i już :)
- karmienie piersią ma być przyjemnością, na początku boli, jednak jeśli po 6-8 razach nadal odczuwamy bolesność, oznacza to, że dziecko przystawiane jest w zły sposób
- ciekawostka: jeśli zdarzają się nawały pokarmu oczywiście należy je odciągnąć: dzieckiem, laktatorem lub (!) własnym mężczyzną; bo jeśli dziecko już nie chce, laktatora nie ma, a mamy plastikową nakładkę z sutkiem gdzieś w szufladzie, to nic nie stoi na przeszkodzie, by nie pomógł nam nasz facet


Ostatnia informacja wywołała lekkie poruszenie wśród zgromadzonych. Dużo zdziwienia, trochę obrzydzenia, szczyptę szoku. Ja zostałam zaintrygowana i byłam ogromnie ciekawa, co by powiedział na to K. Więc wieczorem, leżąc w łóżku opowiadam mu o wszystkim i pytam na koniec:
- Zrobiłbyś coś takiego?
- Ja odpadam - mówi od razu - przecież wiesz, że nie mogę spożywać mlecznych wyrobów, od razu w kiblu bym wylądował.
- No dobra, ale abstrahując od tego... Jakbyś nie był uczulony? Wiesz, to zwykłe mleko, tylko słodsze.
- No wiem, wiem... Jeśli ma ci to pomóc, to pewnie. Pociągnę. W razie czego, jeśli będziesz mnie potrzebowała do tego, to będę się zaciągał i wypluwał. Wtedy nie wyląduję w WC, a ciebie nie będzie bolało. O, mamy rozwiązanie. Będę ciągnął  i wypluwał.

Kochany ten mój K.

Opublikowano 03:12 by lipson

12 komentarzy

środa, 16 października 2013

U MAMY:

- dzidzia ciśnie na maxa: mama może tracić oddech czując kopniaki w płuca lub uderzenia w pachwinach dzięki wielkiej głowie małego człowieka
- waga mamusi niemalże sięga skali na wadze łazienkowej

U KREWETKI:

- trwa trening ssania, oddychania, mrugania, obracania głowy, chwytania i prostowania nóżek
- skóra dziecka wygładza się i grubieje
- waga: około 2,1 kg
Jedna z uczestniczek mojej Szkoły Rodzenia urodziła. W 36 tygodniu ciąży. Miesiąc przed terminem. Ciekawe, czy miała już wszystko przygotowane na przyjście dziecka na świat. 

Bo wiecie... Ja nie mam. Cholera.

Został mi do kupienia przewijak, wózek i stanik do karmienia.
Natomiast w chacie o wiele więcej. Na październik: zakup wykładziny i telewizora do pokoju dziennego, wymiana podłogi w korytarzu, pranie firan, pomalowanie ściany nad łóżeczkiem, pomalowanie ławy i - najgorsze - górne piętro w terrarium (dolne już jest). 
Na listopad zostawiam same przyjemności: pranie i prasowanie ciuszków, wizyta u fryzjera, wizyta u dentysty, naładowanie lodówki jedzeniem, spakowanie torby do szpitala. 

Generanie niby da się to zrobić. Ale w praktyce widzę, że wszystko mi spierdziela spod rąk, a czas przecieka przez palce jak hektolitry wód płodowych. W niedzielę chcę jechać na targi HAPPY BABY do Poznania, jutro idę na szkolenie "Kampania Bezpieczny Maluch", więc już mam dwa dni "z dupy". A daj Boże mamy połowę miesiąca!

Oczywiście - należy wspomnieć - K jest totalnie wyluzowany, jak tłusty kot po maryśce z tuńczykiem. Bo przecież "mamy czas, po co się stresować?, damy radę, mamy czas". Przysięgam, że jak go tak słucham, to zastanawiam się czy stu kilowa ciężarna jest w stanie zabić dorosłego mężczyznę...

Jak myślicie?

Opublikowano 09:56 by lipson

11 komentarzy

poniedziałek, 14 października 2013

Bardzo mega ważny temat w Szkole Rodzenia- przewijanie, kąpanie i inne "anie". Dlatego na zajęcia zaciągam K. On natomiast, wiedząc, że trudne zadanie go czeka zamiast brać przepustkę, bierze dzień wolny. 
Żeby się psychicznie przygotować.


Wszystko zaczyna się normalnie i spokojnie. Wszystko zmienia się, gdy po gimnastyce wstępnej i ćwiczeniach oddechowych, Wioleta wjeżdża do sali stoliczkiem, na widok którego wszystkie przyszłe mamy wstrzymują na moment oddech. 
Na szczycie stoliczka, jeden w różowym, drugi w niebieskim pajacu, leżą gumowe niemowlaki gotowe na wszystko. Wokół stoliczka my- kobiety przygotowujące się do roli mam od ponad pół roku. 

Przerażone.

Bo świadomość, że dziecko za moment się pojawi niby jest. Niby. Bo tak naprawdę, czy któraś z nas - pierworódek - czuje tak na prawdę - na prawdę, że wyjdzie z niej CZŁOWIEK? Bo wiedzieć- wiemy. Nasze mózgi o tym wiedzą. Ale czy potrafimy to sobie wyobrazić? Że w tym złożonym od jakiegoś czasu łóżeczku za 40 dni pojawi się małe ŻYWE coś? Wątpię.

Dlatego widok gumowych niemowlaków podnosi nam delikatnie temperaturę.

Podoba mi się podejście Wiolety do kosmetyków dla niemowląt- im mniej tym lepiej. Bez zbędnej chemii.
Do kąpania kosmetyk do ciała i włosów dla niemowląt, po kąpieli dwa kremy- jeden na pupę przeciw odparzeniom, drugi na buzię ochronny. Na ciemieniuchę przed kąpielą-oliwka, którą podczas kąpieli zmywamy. I już. Żadnych balsamów, dodatkowych kremów, nabłyszczaczy, nawilżaczy i natłuszczaczy

Sama kąpiel to najpierw część sucha, gdzie używamy wacików i ciepłej wody - myjemy buzię, nosek, uszka. Wacikiem z solą fizjologiczną przecieramy oczka (od zewnątrz do środka), specjalnymi patyczkami- uszy w środku (bardzo delikatnie "w środku"). Jeśli coś w nosku- aspirator lub gruszka. Gazą nawiniętą na palec zamoczoną w wodzie możemy umyć również środek buzi (sprawdzając przy okazji, czy nie ma pleśniawek). Rozbieramy maluszka, myjemy mu genitalia (u dziewczynek rozchylając lekko wargi sromowe) tylko wacikiem z wodą.

Potem - uwaga - podnosimy dziecko i wkładamy do wanienki (w pomieszczeniu nagrzanym do 25 stopni, do wody nagrzanej do 36-37 stopni nalanej do wysokości spojenia łonowego dzidzi). I tam pluskamy. Brzmi prosto, wygląda trudniej, Wioleta pokazuje jak chwytać lewą ręką za prawy obojczyk, przechylać podkładając pod główkę prawą dłoń a potem unosić lekko dzidzię wkładając lewe przedramię pod kark. A potem mówi:
- No, to teraz każdy z was po kolei.
O w dupę. 
Więcej niż połowie dziewcząt trzęsą się ręce, więcej jak połowa dziewcząt mimo, że koślawo robi jednak wszystko dobrze. Mi się udaje. K również. Co więcej- jakież on ma wielkie łapy w porównaniu do małej główki dziecka! Wioleta też zwraca na to uwagę i mówi, że wiele kobiet na początku wysyła do kąpieli niemowląt właśnie mężczyzn, bo czują się od nich mniej pewne w kontaktach z małymi ludźmi.

Gdy już wszystkie przyszłe mamy "wykąpały" swoje dzieci, mówimy chwilę o dbaniu o kikut pępowinowy (ja mam zamiar używać gencjany) i zabieramy się za zmienianie pieluszki. Troszkę łatwiej, troszkę śmieszniej, inny obecny na sali mężczyzna nie podejmuje wyzwania. K natomiast wręcz przeciwnie- kupa to jedna z jego pasji, więc z ochotą idzie się uczyć. Może nie do końca wychodzi mu to idealnie (dwa czy trzy razy podnosi niemowlaka za stópki, wyrywając zapewne nogi ze stawów), ale pieluszka zostaje zmieniona. 
A gumowy niemowlak nie płacze. 
Sukces.

Opublikowano 12:30 by lipson

15 komentarzy

sobota, 12 października 2013

Post, który rozpoczynam będzie dokładnie i tylko i wyłącznie o mnie. Więc wszystkie czytelniczki, które liczą na niusy z brzucha lub kolejne ciekawostki lecące z ust mojego K, zostają ostrzeżone: dziś jest o mnie.

A żeby podkreślić, jak intymnie dziś będzie, bardzo intymne moje zdjęcie:
Moje stópki i moja agama - szefu wszystkich szefów :)

A notka jest o mnie, bo chodzi o nominacje do Liebster Blog Award. Sama nawet nie wiem, co oznacza "Liebster", brzmi jak jakaś pozycja seksualna po niemiecku. Ale skoro aż 4 osoby mnie nominowały, to chyba wypada odpowiedzieć.

Nominacja od Zimowej Mamy:
1. Zaraz po przebudzeniu o czym myślisz? Siku.
2. Dom bez zwierząt czy ze zwierzętami? Zdecydowanie Z.
3. Dzień bez czego jest wg Ciebie dniem straconym? Soli i telefonu.
4. Kolekcjonujesz/zbierasz coś? Węże i zdjęcia. 
5. Ulubiona część garderoby? Staniki, bo mam sexi cycki :D
6. Co najlepiej Ci wychodzi? Całowanie.
7.  Masz jakieś magiczne miejsce? Między nogami? ;)
8. Książka wszech czasów to dla Ciebie? Oj, nie wiem.
9. Co sprawiło Ci trudność w ostatnich dniach? Wchodzenie po schodach.
10. Czym pachnie Twój dom? Obiadem najczęściej.
11. Opisz jednym słowem siebie. Lipa! :)

Nominacja z Natarkowa:
1. Najpiękniejsza randka? Do mojego mężczyzny zaprowadziła mnie ścieżka z tulipanów.
2. Twój sposób na relaks? Film, książka.
3. 3 rzeczy do zabrania na bezludną wyspę. Na żadną bezludną nie jadę, w ciąży jestem!
4. Masz w domu jakieś zwierzęta? Węże, jaszczurkę, ptasznika, patyczaki.
5. Ulubiony film? Bajki Disney'a.
6. Najdziwniejszy sen? Miliardy dziwactw mi się śnią.
7. Kawa czy herbata? Kawa.
8. Jakbym wygrała milion to... mojej rodzinie żyłoby się lepiej.
9. Co w sobie najbardziej lubisz? Charakter.
10. Ile chcesz mieć dzieci? 3.
11. Wymarzone wakacje? Nowa Zelandia.

Nominacja z Baby Boom'u:
1. Gdybym mogła zmienić coś w swoim życiu... schudłabym.
2. Chciałabym, aby moje dziecko gdy dorośnie było... szczęśliwe.
3. Coś zielonego... yyyy, marichuana? :D
4. Mój ulubiony dowcip... Brak.
5. Moim największym sukcesem jest... To, kim jestem teraz.
6. Najbardziej zabrakło by mi na bezludnej wyspie (rzecz, nie osoba)... telefonu.
7. Najbardziej szalona rzecz w moim życiu... Kolczyk w języku.
8. Nigdy nie znudzi mi się... Internet.
9. Coś słodkiego, coś kwaśnego... yyy czekolada i cytryna? :P
10. Gdybym przeniosła się w czasie i przestrzeni byłabym... Sobą w innym czasie i przestrzeni.
11. gdybym trafiła 6 w lotto... miałabym kupę siana :D

Nominacja z Misz-Masza:
1. Dlaczego blogujesz? Czy było jakieś wydarzenie, które Cię do tego skłoniło? Koleżanka powiedziała, że to dobry sposób, żeby wyrwać różne próbki produktów dla Dziecka.
2. Twój najlepszy etap w życiu? Całe życie :)
3. Jak zmieniło się Twoje życie w ciąży? Zgaga, zmęczenie, waga.
4. Masz ciążowe rytuały, coś czego będzie Ci brakować/brakuje Ci po urodzeniu dziecka? Kopanie dzidzi.
5. Z czego musiałaś zrezygnować w czasie ciąży? Picie, palenie, imprezowanie.
6. Ulubiona pora dnia? Popołudnie.
7. Moją największą zachcianką jest/było...? Same pierdułki, np. "coś słodkiego".
8. Dom ze zwierzakim czy bez? Z!
9. Kolacja z Mężem/Partnerem w domu czy na mieście? Czasem tak, czasem tak.
10. Co poprawia Ci humor? Widok K, dobry kabaret, sukcesy.
11. O czym marzysz? Żeby moja Dzidzia była zdrowa i szczęśliwa.

Uff, dla tego, kto przez to przebrnął - setka! 
Setka mleka w sensie, bo większość z was pewnie alkoholu nie może :P
Powinnam teraz kogoś nominować i zadać swoje pytania:

Moje pytania:
1. Mój brzydki nawyk:
2. Czego nienawidzę będąc w ciąży?
3. Sex w ciąży?
4. Chrzestni dla dziecka- z rodziny czy poza?
5. 3 rzeczy, które irytują mnie najbardziej:
6. Moja teściowa...
7. Jak radzę sobie ze zmęczeniem w ciąży?
8. Co powinien posiadać dobry blog?
9. Miasto, w którym mieszkam:
10. Czemu czytam "Życie w pakiecie"?:)

Moje nominacje:
1. Mysiasizm - bo jest nowa wśród obserwujących "Życie w pakiecie" :)
2. Yduuu - bo jestem ciekawa, ile przekleństw będzie w odpowiedziach na 11 pytań :)
3. Czerwonowłosa - bo jest spoko i ją lubię :)
4. Projekt Dziecko - bo zaraz urodzi i pewnie zniknie na jakiś czas z blogosfery, więc trza ją wykorzystać póki jest ;)
5. Tatdool - bo przeszła na L4, więc ma od cholery wolnego czasu teraz :)
6. W oczekiwaniu - bo obie mamy ochotę zagryźć naszych facetów za "spokojnie, mamy czas"
7. Mama w UK - bo niby tak daleko, a problemy i poglądy podobne :)

Dobra, to chyba wszystko. Jutro wrzucę notkę z ostatnich zajęć ze Szkoły Rodzenia, więc na pewno będzie bardziej treściwie. A póki co - ciekawe przesłanie na koniec:

Opublikowano 02:27 by lipson

7 komentarzy

czwartek, 10 października 2013

Po ostatnim wpisie i Waszych komentarzach wiem, że na pewno nie pokażę bloga mojemu K. Kto to widział, żebyście pochwalały go za kupowanie Bounty w zamian za poród?! Niedobre dziewuchy! 

Tak czy inaczej, dzisiaj będzie o jednej z moich "ulubionych" dolegliwości ciążowych. Już kiedyś, w poście "Ciąża jest do dupy" pisałam o rozstępach - jak to kobiecy brzuch zaczyna przypominać popękaną starą wazę czy krwisto pręgowanego balona. Gdyby to były zwykłe "prążki", "znamionka"... niestety, rozstępy to różowe grube brzydkie pręgi. A moje ciało ma niezwykła tendencję do posiadania rozstępów - kilka białawych kreseczek mam na kolanach, bo kiedyś rosłam za szybko, dwie czy trzy posiadałam już na brzuchu bo kiedyś przytyłam za szybko... Tak czy inaczej, szykowałam się na najgorsze.


Podczas ciąży wypróbowałam łącznie trzy preparaty. 

1) Bielenda


Zaczęłam wcześnie, w trzecim miesiącu ciąży, żeby ustrzec się tego różowego paskudztwa. Nie miałam rozstępów, smarowałam się balsamem z różowego pojemnika z napisem "Sexy Mama", czekając aż będę Sexy. Nie dość, że się nie doczekałam, to jeszcze rozstępy zaczęły się pojawiać i rosły sobie ładnie jak grzybki na deszczu. 
Ok, nie zawsze smarowałam brzuch dwa razy dziennie, ale ZAWSZE robiłam to przynajmniej raz dziennie. Ni cholery nie pomogło.



2) Oliwka


Kumpela mi powiedziała "nie inwestuj w jakieś wymyślne kosmetyki, najlepsza jest zwykła oliwka". Więc K zaczął wcierać mi w brzuszek oliwkę, co w sumie go ucieszyło- okazało się, ze oliwka świetnie wpływa na dłonie wcierającego. Niestety dla mnie- rozstępy się powiększały, do tego smarowanie z rana odpadało, bo oliwka strasznie tłusta.
Kosmetyk tani, niestety u mnie nieskuteczny, chyba, że komuś zależy na gładkich dłoniach.
Myślałam sobie: "mam tendencję do rozstępów, trudno, nic się z tym nie zrobi"



3) Palmer's

Dostałam go od kuzynki K, tej "porody-są-obleśne,-po-co-facet-ma-cię-taką-oglądać". W sumie oliwka za dużo nie zdziałała, balsam dostałam for free, to sobie myślę "a co tam, pewnie nie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi".
Oj, jakże się myliłam!
Panie i eee... panie, oto mój numer jeden rozstępów! Nie dość, że się nie powiększają, to jeszcze troszeczkę jaśnieją! Okazało się, że tendencja tendencją, a jednak dobry kosmetyk może zdziałać cuda. Polecam całym brzuchem!

Opublikowano 13:11 by lipson

17 komentarzy

środa, 9 października 2013

U MAMY:

- masz wrażenie, że nic więcej się w tobie nie zmieści, czujesz zmniejszony apetyt
- najprawdopodobniej masz wystający pępek (ja akurat ni mam)
- u niektórych mam pojawia się panika, bo to już tuż tuż, przyszli ojcowie charakteryzują się w tym temacie mega wyluzowaniem (obserwacje własne i innych mam)

U KREWETKI:

- płód pracuje nad surfaktantem wyścielającym płuca i tkanką tłuszczową
- trenuje wzrok skupiając go na pępowinie i własnych kończynach
- waga: około 1,9 kg



Przepełniają mnie nadal wkurwiające hormony. W ciągu ostatnich 3 dni, musiałam powstrzymywać łzy cztery razy, w tym raz - o matko hormonalna! - gdy weszłam do kuchni i zobaczyłam mojego sexownego K w jego sexownym fartuszku. 
- Ej, czemu płaczesz? - pyta przerażony K, gdy widzi szklanki w moich oczach.
- Nie wiem noo... - odpowiadam.
- Aaa, no to OK. - uspokaja się i wraca do gotowania.



Dni mijają co raz szybciej, im mniej dni zostało do końca ciąży, tym dni są krótsze. Czy jest to fizycznie możliwe w ogóle?! 
Przedstawiam któregoś wieczoru szpitalną listę wyprawkową K - wskazując palcem punkt "na wyjście", żeby się przygotował, żeby wiedział. K śmieje się czytając "dobry humor", dziwi się widząc "posprzątany dom"
- Przecież zawsze jest posprzątane - dziwi się.
- No ale dlatego, że to ja sprzątam, kochanie moje najdroższe - odpowiadam zgodnie z prawdą.
K czyta dalej, czyta, czyta i  dochodzi do momentu "kwiaty i upominek dla mamy"
- Upominek? - dziwi się ponownie
- No dla mnie, że ci potomka urodzę - tłumaczę.
- No ale co ja mam ci kupić? - myśli i dodaje - Może być Bounty?

Ożeszwdupę.

Opublikowano 10:32 by lipson

15 komentarzy

poniedziałek, 7 października 2013

A dostałam ja ci książeczkę o tytule takim jak tytuł tegoż postu. I przeczytałam ja ci książeczkę. Fajnie, krótko, zwięźle i na temat. W przeciwieństwie do ostatniego numeru Mam Dziecko, którego zakup poleciła mi Teściowa. Kupiłam, żeby się jej przypodobać. W temacie "kosmetyki do pupy" gazeta wymienia 16 różnych specyfików. 16! Ja pierdzielę, im mniej chemii tym lepiej, a tu na samą dupę masz tyle! Więc czytankę gazety uważam za stratę czasu (tylko wyczytałam ile to niemowlę może mieć dolegliwości i chorób, niepotrzebny stres). 

Natomiast czytankę książeczki "pierwsze 100 dni z dzieckiem" punktuję tutaj (najciekawsze rzeczy):

  • nie wolno uciskać ciemiączka niemowlaka
  • synchronizacja wzroku powinna wykształcić się do końca 6 miesiąca
  • pęknięcia warg powstające na skutek ssania wyleczą się same
  • do czasu odpadnięcia kikuta i trzy dni później należy przemywać go 70 procentowym spirytusem, ochraniać sterylnymi gazikami i w miarę możliwości często wietrzyć
  • u niemowlaka brodawki sutkowe mogą być powiększone
  • u dziewczynek może pojawić się białawy wyciek z pochwy lub niewielkie krwawienie- to wszystko mija po kilku dniach
  • kobiece obie piersi mogą produkować od 720 do 950 ml mleka dziennie, a ważące 4 kilogramy niemowlę potrzebuje najwyżej 400-680 ml na dobę
  • jak sprawdzić czy dziecko się najada? jeśli dziecko siusia sześć lub więcej razy w ciągu doby a najpóźniej po upływie 2 tygodni maleństwo odzyskuje wagę urodzeniową, to znaczy że nie ma powodów do niepokoju - dziecko się najada
  • każda kobieta może karmić naturalnie, nie powinnyśmy słuchać opowieści mamy, babci czy koleżanek o ich przebytych kłopotach i szykować od razu butelki na wszelki wypadek; należy pozytywie nastawić się do karmienia i potraktować je jako normalne, fizjologiczne następstwo porodu
  • na podrażnione sutki łagodząco podziała kropla mleka wyciśnięta z piersi i rozmasowana na brodawce
  • aby nie dopuścić do podrażnień niemowlęcej dupki trzeba zmieniać pieluszki co 2-3 godziny, czyścić wszystkie fałdki skóry, dokładnie ją osuszać i smarować pupę kremem ochronnym
  • temperatura w sypialni powinna się wahać od 22 do 25 stopni; ważne jest by dziecko nauczyło się odróżniać dzień od nocy (w dzień śpi przy dziennym świetle i dźwiękach typowych dla życia domowego) - EDYCJA PO KONSULTACJI Z POŁOŻNĄ: 20-22 stopnie!
  • noworodka należy układać na boku lub na plecach ,jednak nie bezpośrednio po karmieniu
  • temperatura w pomieszczeniu gdzie kąpiemy dziecko powinna być nie niższa niż 25, a temperatura wody- 36 stopni; przed kąpielą myjemy dziecku oczy jednym ruchem wacikiem, tak samo robimy z zewnętrzną częścią nosa i uszu, sama kąpiel powinna trwać do 3 minut
  • podczas przewijania unikamy prostowania nóżek
  • w drugim tygodniu życia - pierwszy spacer
  • w trzecim tygodniu życia- zaczynamy podawać witaminę D3


Dni mijają mi monotonnie- staram się nie pić kawy, więc wróciłam do stanu ZOMBIE. Niestety ni cholery nie przekłada to się na zasypianie- zasypiam nadal około dwóch godzin, myśląc o wszystkim o czym tylko się da. Sprawy mieszkaniowe ruszyły trochę do przodu, paczka z częścią wyprawki już do mnie leci, sprawy terrarium też idą - wszystko powoli ale skutecznie.
Mała się rozpycha, coraz ciaśniej jej w moim brzuchu, który co chwilę faluje a ja - przyznaję - nie mogę się na to napatrzeć. To chyba jakieś zboczenie.



Newsy z Ojcowskiego Frontu

Oglądam gazetę Mam Dziecko, K obok mnie. Przyglądam się śpiworkom, gadając coś o nich, zastanawiając się nad śpiworkiem dla Krewetki. K pyta:
- Ej, a wiesz co to jest - połączenie Shreka i piwa?
- Yyy....... - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- No połączenie Shreka i piwa. Nie wiesz? Szpiworek! Sz- piwo- rek! 
Oj, już dawno mu się żaden kawał tak nie udał więc śmiał się i śmiał i śmiał.

Przy którymś z kolei balsamowaniu rozstępowego brzucha natomiast (który to brzuch nota bene wygląda tak, że weź i wyjdź), K wzdycha i cicho mówi:
- Oj, co ja bym dał za ten bujaczek, tylko większy.
- Przecież mamy kiwające się fotele, to się pobujaj na fotelu.
- E tam, one nie są na baterie, ja chce na baterie.

Opublikowano 11:59 by lipson

13 komentarzy

piątek, 4 października 2013

Wiadomo, że co szpital to ciut inne zasady, ale może i dla Was będzie to jakaś pomoc przy pakowaniu się do szpitala.
Dokumenty wymagane przy przyjęciu do szpitala:
- dowód tożsamości
- dokument potwierdzający ubezpieczenie (niby ewuś jest, ale lepiej dmuchać na zimne)
- NIP własny i pracodawcy (najlepiej zapisać na karcie ciąży)
- karta przebiegu ciąży + wyniki krwi (grupa, Rh, morfologia)
- konsultacje lekarskie do porodu (np okulistyczna)
- dane poradni Dziecka (lekarz rodzinny, przychodnia)
- wypisy ze szpitala jeśli mama była podczas ciąży w jakimś
- ostatnie badania USG

Rzeczy dla mamy:
- przybory toaletowe, w tym środek do higieny intymnej i maść do brodawek
- szlafrok, 2 koszule rozpinane z przodu, 2 staniki do karmienia (1 jeśli mamy wkładki laktacyjne)
- 2 jednorazowe majtki z siateczki
- klapki, ręczniki (kąpielowy i zwykły), ręcznik papierowy, papier toaletowy
- podkłady do łóżka- 5 szt
- woda niegazowana, kubek, sztućce

Rzeczy dla osoby towarzyszącej do porodu:
- ubranie ochronne i obuwie jednorazowe
- zgoda na uczestnictwo w porodzie rodzinnym

Rzeczy dla dziecka (donoszone PO porodzie, mogą być ale nie muszą):
- 3 pajacyki, 1 czapeczka smerfetka, 2 pary skarpetek, 1 niedrapki
- 3 pieluszki flanelowe, 3 tetrowe
- chusteczki nawilżane, 10 pampersów, mały kocyk bawełniany

Na wyjście:
- dla mamy: wcześniej przygotowane ubranie, dobry humor, posprzątany dom i zrobione zakupy, przygotowany obiad, kwiaty i upominek od ojca dziecka (tak, dokładnie tak dostałyśmy zapisane informatory, jak widać, położne nie wierzą w kreatywność i mózgi naszych mężczyzn)
- dla dziecka: fotelik, ciuszki na wyjście


Uważam się za twardą babkę, ale wiemy - my, kobiety- że przychodzą takie momenty, kiedy przegrywamy walkę z kurewskimi hormonami. 
Dziś miałam taki dzień. Czemu?
Obawiam się, że K i ja nie zdążymy ze wszystkimi rzeczami remontowo- organizacyjnymi przed narodzinami dziecka, duszę to w sobie (a chyba nawet pielęgnuję!) i drażni mnie to, że K nie podziela mojego stresu i nie robi rzeczy z Listy. Do tego gdzieś w środku boję się samego Dziecka, ciężarne są emocjonalnie - jak słyszałam dziś w Dzień Dobry TVN- w stanie ciągłej gotowości, napięcia psychicznego i obaw. Mimo, że sobie tłumaczę: "wiem dużo", "poradzę sobie" itd... to w środku, głęboko w środku moje obawy potęgują hormony. 
Generalnie jestem twardą babką, dziś jednak przegrałam.
Kłóciłam się ze sobą w myślach, ba! kłóciłam się w myślach z K nawet.
Płakałam, sprzątałam i płakałam.
Chyba raz na jakiś czas trzeba po prostu się wypłakać, przegrać z hormonami, żeby móc potem dzień za dniem deptać je wielkim buciorem jak obleśnego robala.

Bycie kobietą czasami jest naprawdę do dupy.

Opublikowano 12:36 by lipson

17 komentarzy

wtorek, 1 października 2013

U MAMY:

- płuca coraz bardziej ściśnięte, więc przy większym wysiłku można stracić oddech
- ciąża doskwiera coraz bardziej, mama jest ogromna, nie ma w co się ubrać i średnio się wysypia

U KREWETKI:

- maluch powoli obrasta tłuszczykiem, ale nadal jest szczupły
- najprawdopodobniej dzidziol jest skierowany głową w dół
- nadal jest pokryty mazią płodową
- waga: około 1,7 kg


W ostatnim wpisie wspominałam o kompletowaniu wyprawki. Jak pisałam, tak zrobiłam - wzięłam moją listę wyprawkową, poczytałam parę wpisów wyprawkowych innych blogerek, otworzyłam allegro i... jasna cholera w dupę kopana! Tytuł magistra a sobie nie mogę poradzić z jedną prostą listą. Musicie pomóc:
1) lepsze cążki czy nożyczki do paznokietek?
2) jaki materacyk?
3) majtki siateczkowe jednorazowe czy wielorazowe?
4) aspirator czy gruszka?
5) sudocream 60g czy 125g?
6) warto kupować Chusteczki do Higieny Intymnej?
7) czy powinnam kupować Octenisept ?
8) poduszka poporodowa- jest sens?
Gabryś kopie, chyba śmiejąc się z głupiej matki. 


Wczoraj miałam Mega Analny dzień. W całej ciąży miałam około pięciu takich dni, takich, gdzie kilka pierdół łączy się w jeden wkurzająco- dołujący zestaw rozpierdzielający. I wczoraj właśnie tak było. Najpierw wizyta u grafika mojego ojca- laska miała przygotować projekt oklejenia auta firmowego, projekt nie był ukończony, a pani grafik kazała mi sobie wszystko wyobrażać. Po co komu taki projekt? To tak jakby ktoś zlecił mi stronę internetową a ja bym powiedziała "pan se wyobrazi, że strona jest granatowa z pięcioma zakładkami i pięknym logo w rogu". Nożeszkurna.
Potem byłam w firmie ojca- siostra wkurzyła się na ojca, i zamiast jemu- powiedziała to mnie; potem ojciec wkurzył się na nią i żeby nie zaostrzać sytuacji, wykrzyczał wszystko mnie. W ciąży jestem spokojniejsza niż zazwyczaj, ale tyle nerwów to dla mnie za dużo. Kumulowałam, kumulowałam, poszłam do domu i się popłakałam. 
W między czasie napisałam do mnie kuzynka K (ta, która ostatnio opowiadała same "przyjemne" rzeczy o porodzie), że chce wpaść i coś mi podrzucić. Miałam zapierdziel w dzień, więc doradziłam, żeby wpadła po 17:00, myślałam, że może nie będzie miała czasu. 
Miała. 
Kuzynka wpadła z paroma prezentami. Dała wanienkę ze stojakiem, taką dziwną skakankę dla dziecka (lindam bounce), nosidełko i trzy ciuszki. Fajnie, miło, sympatycznie. Siadłyśmy i zaczęłyśmy gadać. Próbowałam trzymać tematykę rozmów z dala od porodu. K się dosiadł i nawet rozmawialiśmy o kupach (ja pierdzielę, wasze znajome młode mamy też mają zdjęcia stolców swoich dzieci na komórkach???). Myślałam, że wszystko przejdzie spokojnie.

Jakże się myliłam.

- Masz zamiar być przy porodzie? - kuzynka pyta ojca mojego dziecka. 
- Póki co, jest taki plan, że będzie. Ale mamy jeszcze dwa miesiące - ja szybko odpowiadam, dając kuzynce jeszcze furtkę do wykorzystania; że decyzja nieostateczna, więc może się odczepi.
Kuzynka nie korzysta z furtki.
- Będę szczera. Nie rób tego. Ja na początku chciałam, żeby mój był, ale on nie chciał. I dobrze! Oglądać męczarnie kobiety? Bo kobieta bardzo się męczy. To ogromny ból, straszna sprawa, a facet i tak nie może pomóc. I do tego to wszystko co wychodzi z kobiety? Obleśne!
I nawija dalej. I dalej. I dalej. Kurwa. Próbuję zakończyć temat.
- Mamy jeszcze dwa miesiące, a większość znajomych doradza towarzystwo faceta przy porodzie. Nawet ostatnio kolega K z pracy był przy porodzie, mówił, że się nie narobił za bardzo, że nic strasznego.
- Nawet przy rodzeniu łożyska był - wtrąca K - Był przy dziecku co prawda, ale co nieco widział i też jakoś specjalnie go to nie wzruszyło. Więc myślę, że sobie poradzę.
Tym miłym akcentem zamykamy buzię kuzynce, jednak do końca dnia nie mogę wyrzucić z głowy jej gadaniny. Jak można ciężarnej wygadywać takie rzeczy - będzie obleśnie, boleśnie, nawet do trzydziestu godzin rodzenia. Aż dziw, że w swym przypływie szczerości nie opowiedziała o możliwych komplikacjach przy porodzie czy martwych niemowlakach.

Oj, coś mi się wydaje, że zanim nie urodzę, to się z nią już nie zobaczymy.

Opublikowano 02:45 by lipson

20 komentarzy

niedziela, 29 września 2013

Jestem w ciąży ponad pół roku. Ja pieprzę. Ponad pół roku, a dopiero co leżałam na stole zabiegowym po kauteryzacji jajników. Weszłam w ósmy miesiąc ciąży. Do końca dwa miesiące. Jak sobie to uzmysłowiłam, wieczorem w łóżku, tok myślowy był szybki. 

1) zostały dwa miesiące.
2) wszystko powinno być gotowe na miesiąc przed terminem, bo nigdy nie wiadomo.
3) więc został miesiąc na wszystkie sprawy remontowe i zakupowe.
4) miesiąc na wszystko.
Ożeszkurwa!


Włączył mi się tryb robienia list. Zaczęłam od wyprawki. Spisałam wszystkie rzeczy, które już mam, okazało się, że z ciuszków brakuje mi tylko kombinezonu na zimę dla Gabrysi. Natomiast "akcesoria" leżą i kwiczą,  jak dochodząca tłusta brudna świnia (ps- wiecie, że świński orgazm trwa 30 minut?). Zrobiłam listę, pozaznaczałam co mam, co ma moja Mama dla mnie i co obiecała nam Mama K (ambitnie- kocyk).


Jakby tego było mało, muszę skończyć robienie terrarium (aktualna faza- puste pudło), rozkręcić stare terrarium, przejrzeć mamusine ciuszki z pawlacza, przygotować torbę do szpitala, pomalować ścianę nad łóżeczkiem dziecka, uprać firany w całym domu, wyprać oraz wyprasować ciuszki Krewetki i miliard innych rzeczy. Matko Boska.

A ostatnio śniło mi się, że przystawiałam do piersi jaszczurki. Chyba nie tylko moja świadomość, ale również podświadomość martwi się o laktację...

(w tym momencie wiszę nad klawiaturą kilkanaście minut- tak funkcjonuje mój organizm bez kawy)
(dobra, idę po kawę, a potem robić listę rzeczy do zrobienia)
(będzie to kartka A4)
(albo dwie)
(trzymajcie kciuki)

Opublikowano 03:52 by lipson

20 komentarzy

czwartek, 26 września 2013

Przypadkowy bohater bloga zyciewpakiecie.blogspot.com, czyli ojciec mojego dziecka, ma w robocie tak zwany zaperdziel. Praca w sobotę, praca w niedzielę i - niestety - niemożność wzięcia wolnego w tygodniu. Niedobrze, bo nadeszły zajęcia w Szkole Rodzenia obejmujące spacer po szpitalu, w którym moja pochwa  już za 60 dni stanie się Jednokierunkowym Magicznym Portalem. Chciałam mieć wsparcie. Idę sama.

Przychodzę więc do pani Wiolety, podpisuję listę obecności i słucham instrukcji ("spacerkiem do szpitala, kupić w aptece ochronki na buty oraz fartuszek i czekać"). Zanim ruszam w drogę, wywalam pani Wiolecie na biurko lewego cycka. Wizyta u Gina dopiero za parę tygodni a mi na sucie coś jakby pryszczyk biały się pojawił. Pokazywałam jakiś czas temu Mamie, ale ona - co było do przewidzenia - stwierdziła, że jak coś wygląda jak pryszcz, to jest pryszczem, więc trzeba nakłuć i wydusić.
A ja sobie suta kłuć nie będę.
- Mhm, wygląda jak przerost gruczołu mlecznego - mówi pani Wioleta - proszę pokazać drugą pierś... Mhm. A boli? Nie? To nie panikować, obserwować, póki nie boli i nic się nie sączy to nie problem.
Przerost gruczołu mlecznego, a Matka kazała nakłuwać. Brrr...
Od razu dzwonię do Matki, żeby powiedzieć, że nie miała racji (rzadko kiedy nie ma racji, więc jak się nadarza okazja to trzeba to wykorzystać) człapiąc do Szpitala. W Szpitalu czeka już kółko różańcowe Ciężarówek. Po kilkunastu minutach dołącza przewodniczka Wioleta i startujemy.

Izba Przyjęć Ginekologicznych
Mądrze to pomyśleli. Jesteś spanikowana, bo skurcze uderzają jak młody, bo wody lecą po kolanach, nie wiesz co się dzieje, boisz się, nakręcasz....a tutaj- masz do przejścia jeszcze pińcet metrów korytarzy i schody w dół aż dojdziesz do Izby Przyjęć Porodowych, gdzie jest miliard rzeczy do załatwienia. Zbierają wywiad, ubierają w koszulkę, ewentualnie serwują wlewkę do dolnego odcinka jelita grubego (nie mylić z lewatywą) i albo na wózku albo windą serwują ciężarną na blok operacyjny.

Blok Operacyjny
Niby porodu się nie boję, ale jak przechodziliśmy przez drzwi z napisem "blok operacyjny", to cały komfort psychiczny ścisnął mi się w yyy dolnym odcinku jelita grubego. Pierwsze pięć sekund przeszłam na wdechu, czekając na krzyki rodzących, strumienie krwi i sinawej mazi oraz piski noworodków. A tu cisza. Jedna rodząca z nietęga miną szybciutko schowała się  do swojej sali, bez płaczów i jęków. Pełna kulturka.
Wioleta pokazuje nam standardową salę do rodzenia- zielone łózko skierowane stopami do ściany (a nie do drzwi, bardzo sprytnie), dużo szafeczek wokoło z różnym sprzętem, a w drugiej części pokoju kącik dla świeżo wyklutego Członka Społeczeństwa. Przestronnie, niezbyt przerażająco, a dzięki pani Wiolecie, która mówi "siniaczki", "maleństwo", "brzuszek", "żylaczki" - nawet zachęcająco.

Oddział położniczy
Po dwóch godzinach od porodu, świeża mama trafia do jedno lub dwuosobowego pokoju, z łazienką dzieloną między dwoma salami, gdzie przywożą jej Dzieciola. Dzieciole żyją w szpitalu w takich plastikowych prostokątnych pojemniczkach, są kąpane w prostokątnym zlewie raz dziennie, aż się dziwię, po co w domu tyle wygód dla Niemowlaka? Jedna miska, jeden zlew i po kłopocie.



Wycieczka udana, zahaczamy oczywiście na bloku operacyjnym o salę z wanną do porodów. Widać konsternację na twarzach Ciężarówek. Pytamy Wioletę, czy rodzenie w wannie jest lepsze od normalnego. Ale ona jakoś nie przedstawia jasnej opinii, tylko mówi, że w tym szpitalu tylko kilkanaście porodów w wodzie się odbyło. Wanna zazwyczaj służy w pierwszym etapie porodu, dla relaksu. Zmieszane wychodzimy, żadna z nas nie zna nikogo kto rodził w wannie, więc cholera wie co o tym myśleć...
A wy co myślicie?

Opublikowano 10:59 by lipson

25 komentarzy

wtorek, 24 września 2013

U MAMY:

- brzuch ciągnie do przodu
- rozstępy się mnożą, czasem zdarzają się skurcze łydek
- pojawia się ból brzucha i krocza przy wstawaniu, przewracaniu się na bok, siedzeniu, sikaniu, myśleniu...

U KREWETKI:

- płód potrafi mrugać powiekami i zamyka je, gdy ktoś poświeci jaskrawym światłem bezpośrednio na brzuch
- w mózgu sporo się dzieje: trwa wysyłanie i odbieranie sygnałów przez system nerwowy
- rytm snu i czuwania nadal jest niemal dokładnym przeciwieństwem mamusinego
- waga: około 1,5 kg



Od kiedy stuknęło mi trzydzieści tygodni, a Krewetka ułożyła się głową w dół, ciąża przeskoczyła z opcji "wyczuwalna" do "wyczuwalnie bolesna". Gdy chodzę (czyt. człapię), czuję jakby w dołku krocznym obijała mi się czyjaś pięść. Najgorzej jest przy przekręcaniu się w nocy na drugi bok- broń boże przy niepustym pęcherzu- jakby miniaturowa kula do kręgli uderzała w pachwinę od środka. 
Nie mówiąc o tym, że same kopniaczki mojego stworzonego z miłości i jęków potomka zaczynają być bolesne. Skąd taka mała istota wie, jak tak mocno przypieprzyć?



Jesteśmy po wizycie u kuzynki K - kolejnej z małym berbeciem, tym razem 7 miesięcznym. Zaskakująco,  obyło się bez dobrych rad i tekstów w stylu "na pewno..." oraz "musisz...". Wręcz przeciwnie, tatuś malca powiedział:
- Nie nastawiajcie się negatywnie do zmieniania pieluszek i innych. To wszystko jest do ogarnięcia. Oczywiście, dziecko to duże obciążenie, zwłaszcza dla kobiety, ale poradzicie sobie. Sami do wszystkiego dojdziecie, dużo będzie się działo instynktownie. Na pewno krzywdy dziecku nie zrobicie. Startujcie od tańszych rozwiązań, gdy się nie sprawdzą kupujcie droższe. 
I to mi się podoba. Bez narzucania się, bez uwag typu "mam jedno dziecko, ale wiem najlepiej na świecie jak ogarnia się potomstwo". 
W ogóle znaleźliśmy się u wspomnianej kuzynki, gdyż zaproponowali że dadzą nam za damo bujaczek dla Dzidzi. Słyszałam dużo opinii na temat bujaczków, mamy chwalą sobie, że w momentach gdy dziecko nie śpi, a mama musi coś zrobić (siku/ prysznic), jest to idealne rozwiązanie- wpinasz dziecko, włączasz bujanie i masz dwie minuty dla siebie. Zobaczymy, tak czy inaczej, prezent przyjęliśmy.
- Aaa - przypomina sobie nagle kuzynka - byłam ostatnio w sklepie, akurat wyprzedaże były. Jak widzę ciuszki dla dziewczynek, to nie mogę się powstrzymać. Więc o. Proszę - i wręcza mi trzy ciuszki.
Rozczuliłam się. Te konkretne kuzynostwo K widziałam drugi raz w życiu, a kuzynka specjalnie dla naszej nienarodzonej pociechy zakupiła parę ubranek. Polubiłam ją jeszcze bardziej. Oddanie sprzętu, którego już nie używają- to jedno. Ale myślenie o naszym płodzie podczas zakupów i wydanie na obcego płoda kilkunastu czy kilkudziesięciu złotych- to całkiem co innego.

Moja Mama też się zmieniła w ciągu ostatnich dni - z opcji "nic nie kupuj, nie zapeszaj, nic nie kupuj!" na opcję "nic nie kupuj, bo ja ci już od cholery rzeczy kupiłam, tylko chowam w garażu"  :) I nawet pokazała mi parę ciuszków z serii "SuperBaby".



Wiem, że mój K ma już mały fanklub blogujących Mam, 
więc nowy nius z jego przygotowań do bycia Ojcem

Późny wieczór, leżymy w łóżku, realizujemy codzienną tradycję- K wciera mi w brzuchola oliwkę i rozmawia do Płoda (czasem czyta artykuły o piwie). Nagle widzę ten specyficzny błysk w jego oku. Zazwyczaj oznacza on chęć na piwo, chęć na sex lub jakiś dziwny pomysł. Na piwo i sex za późno więc podejrzliwie pytam:
- O czym myślisz?
- Aaa... o niczym.
- Nie ściemniaj, widzę, że masz jakiś głupi pomysł.
- No mam - odpowiada szeroko szczerząc zęby.
Oho! Jakie głupie pomysły mogą się czaić pod męską kopułą wie każda kobieta, więc mrużąc oczy pytam:
- Coś w stylu, że chcesz nasikać do mojego pępka?
- No mniej więcej.
- Mów.
- Ale się nie śmiej.
- Nie będę.
- Chciałbym sam wejść do tego bujaczka, włączyć go i się pobujać machając nóżkami.

:D

Opublikowano 08:38 by lipson

20 komentarzy

piątek, 20 września 2013

Dzięki niebiosom za blogi ciężarówek! Czas na comiesięczną wizytę u Pochwooglądacza, a ja zapomniałam zrobić badania krwi. Dobrze, że gdzieś na blogu Czerwonowłosa pochwaliła się swoim pobraniem krwi. Wstaję więc skoro świt (w sensie przed 9:00) i ładnie siusiam do kubeczka. Obsikuję tylko trzy palce, co biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki jest sukcesem porównywalnym z wygraniem mistrzostw przez naszych. Oczywiście, równowaga w przyrodzie być musi- przed drzwiami pobieralni z mieszanką stoickiego spokoju i totalnej akceptacji losu stwierdzam, że kubeczek z moczem przecieka. 

A tam. Będę matką. Wyciekający mocz mnie nie rusza

Dzień mija intensywnie, ledwo wyrabiamy na wizytę u Gina. Po drodze zgarniamy wyniki krwi i moczu (wszystko w normie), w kolejce pół godziny, bo lekarz ma lekki poślizg. W końcu wchodzimy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - wita nas Gin - O! Pani, która chciała syna.
- Ta, niech mi pan doktor dalej przypomina... - mruczę.

Ciśnienie w normie, waga +2 kg w ciągu miesiąca, wyniki krwi - jak się spodziewałam - lekarz pochwala. Idziemy na badania- położna mierzy mi brzuch krzycząc wyniki do lekarza, sprawdza bicie serca dziecka, przychodzi Gin, wkłada kamerę w Tunel Wejściowo Wyjściowy i kukając na monitor mówi:
- Szyjka zamknięta, 40 milimetrów, wszystko w normie, o, i widać główkę. Mamy ułożenie główkowe.


- A teraz, jak już ojciec dziecka przyczłapał - mówi Gin - to idziemy na USG trochę dziecko pooglądać.
No więc człapiemy.
Dostaję chlust gluta na brzuch, K potrząsa moją obutą w adidasa stopą na znak, żeby pokazać jak się cieszy. Spoglądamy na monitor i nagle mnie olśniewa.

Do tej pory największy nacisk na USG kładłam na krocze mojego Nienarodzonego, a przecież....

- Czy możemy zobaczyć twarz dzidzi? - pytam lekko zaskoczona, że nie wpadłam na to wcześniej.
- Zaraz zobaczymy - odpowiada Gin - dziecko jest ułożone główką w dół, kręgosłup mamy o tutaj - pokazuje prawą część mojego brzucha - więc żeby zobaczyć buzię.... musimy spojrzeć stąd...

O cholera! Jest! 
Moje dziecko ma twarz! 
I to taką normalną, ludzką, wiecie- dwoje oczu, nos. Jasna cholera. 
Człowiek.

K też pod wrażeniem, mówi, że totalnie widać jego rysy. Gin dopowiada, że nadal mamy dziewczynkę, nic nie dorosło. I dodatkowy nius- dziecko jest tak duże, jakby miało 32 a nie 30 tygodni. Waży 1520gram, norma to ok 1200gram.
- Ale po takich rodzicach - Gin spogląda na nas- raczej małego dziecka się nie spodziewajmy.

Świetnie. Moja wagina bardzo się cieszy.


Opublikowano 11:46 by lipson

25 komentarzy

środa, 18 września 2013

Dzisiejsze spotkanie, jak pani Wioleta uprzedzała tydzień temu, mogło zmienić podejście naszych mężczyzn do kwestii towarzyszenia nam przy porodzie. Aktualnie K ma podejście takie: "nie wiem, co mam robić, ale będę towarzyszył; nie przecinam pępowiny". Dlatego na zajęcia idę lekko martwiąc się, że może mu się odmienić na gorsze.

Zaczynamy od gimnastyki, najpierw  ćwiczenia rozciągające, potem ćwiczenia właściwe- na czworakach, po wszystkim pozycja leżąca na lewym boku i komplet z ostatnich zajęć: oddechy brzuchem, zwieracze i ćwiczenia Kegla. Całość trwa pół godziny i staram się nie parsknąć śmiechem, gdy wszystkie w tym samym momencie robimy głośne wydechy (jak jakaś przerażająca sekta ciężarnych) oraz gdy Wioleta przy jednej z pozycji mówi, że mamy poruszać kręgosłupem jak kociaki. Przecież my wyglądamy co najmniej jak grupa misiów panda z syndromem zaburzonego trawienia. 

Przez całe ćwiczenia zerkam na zegar, niepewna czy K zdąży i - co ważniejsze - czy trafi w odpowiednie miejsce. Po ćwiczeniach drzwi się otwierają i widzę ojca mojego dziecka, więc się uspokajam. Zaczynają się zajęcia. Wioleta pyta nas i naszych panów, jak wyobrażamy sobie poród i jak to będzie przebiegać. Zgodnie z oczekiwaniem mężczyźni za dużo nie wiedzą, jednak z zaskoczeniem stwierdzam, że dziewczyny o wiele większej wiedzy niż ich partnerzy nie posiadają - wszystkie mówią, że będzie bolało, że mają za zadanie urodzić dziecko, ale jak to wygląda- nie mają pojęcia

Dżizas.

Dobra, poniżej wklejam najważniejsze rzeczy z dzisiejszych zajęć:
- ciąża donoszona jest między 38 a 42 tygodniem, w tym przedziale należy być przygotowanym do ewentualnego porodu, w praktyce oznacza to spakowaną torbę do szpitala i wygolone co nieco między nogami (Wioleta doradziła pomoc ojca dziecka przy goleniu... jednak połączenie "mój mężczyzna+ MACH3+ moje wargi sromowe"... jakoś mnie nie zachęca)
- symptomy przepowiadające, które mogą pojawiać się w ciągu 2 tygodni przed porodem to: skurcze (mniej lub bardziej regularne, niebolesne, trwające nie dłużej niż 2 godziny,  z częstotliwością nie częstszą niż raz na 10 minut), wypadnięcie czopu śluzowego (coś w stylu korka do butelki, ale w wersji bardziej obleśnej i galaretowatej)  oraz "opadnięcie" brzucha
- symptomy "do porodu", czyli oznaczające, że WŁAŚNIE SIĘ ZACZYNA to: skurcze, którym towarzyszy ból, o częstotliwości większej niż 10 minut oraz odejście wód płodowych
- gdy zauważymy skurcze, którym towarzyszy ból, o częstotliwości większej niż 10 minut należy: patrzeć na zegarek i obserwować skurcze, na szpital ruszamy w momencie gdy częstotliwość skurczów zwiększy się do 7 minut
- gdy odejdą wody płodowe należy zatrzymać się w pozycji, w której nas to zaskoczyło by wody do końca wyleciały a następnie wziąć szybki prysznic, założyć majtki z podpaską i ruszyć na szpital (wyjątkiem jest odejście zielonych wód płodowych- wtedy olewamy prysznic i lecimy od razu do szpitala); nie zawsze wody odchodzą "na raz", czasem mogą się sączyć, więc ważne by obserwować co z nas wylatuje ;)
- do szpitala należy: zdjąć całą biżuterię, związać włosy (najlepiej w warkocz), mieć niepomalowane paznokcie, najlepiej ogolone co-nieco; posiadać komplet dokumentacji ciążowej
- poród dzieli się na 3 fazy: faza pierwsza to walka o rozwarcie pełne (czyli 10cm.), należy w niej przestrzegać rad położnych co do aktywności- będzie ona uzależniona od pozycji dziecka; zadaniem partnera jest wspieranie rodzącej w chodzeniu, skakaniu na piłce, czy innych czynnościach, które będzie wykonywać; faza druga to rozwarcie 10cm. i pojawienie się skurczy partych- czujemy wtedy parcie na stolec, jednak zaczynamy przeć dopiero za zgodą położnej (która sprawdzi czy położenie dziecka jest ok), partner staje wtedy przy głowie rodzącej i wspiera (Wioleta ostrzegła przed możliwymi siniakami po ucisku rodzącej), położne cały czas informują rodzącą co ma robić, kiedy oddychać i na jakim etapie jest poród, po wszystkim dzidzia trafia mamusi na klatkę piersiową, partner jest pytany czy chce przeciąć pępowinę, następnie podąża za dzieckiem i w końcu wychodzi, ponieważ następuje faza 3 porodu czyli rodzenie łożyska, ewentualne szycie i oględziny poporodowe
- pierwsza faza porodu może trwać do 18 godzin, co do drugiej fazy - jest szansa urodzenia "na jednym skurczu" partym, jednak taki przywilej mają zazwyczaj kobiety, które rodzą po raz siódmy; my- pierworódki- możemy liczyć na 3-5 skurczów partych; podczas jednego długiego skurczu mamy prą około trzy razy


Nie chcę wyjść na głupią, ale przyznam- nie boję się porodu. Być może spanikuję, gdy odejdą mi wody, albo gdy zaczną się skurcze parte, ale w tym momencie- nie boję się, nie nastawiam się negatywnie. Mam zadanie, jasno przedstawiony zarys realizacji, wiem na co się piszę i dam radę.

Amen.

Opublikowano 13:08 by lipson

32 komentarzy