Wiem, produkuje w sobie nowe życie, pięknego człowieka, którego będę kochała miłością nieskończoną i czystą, a on być może odwdzięczy się podcieraniem mi tyłka jak będę stara i niedołężna. Jestem w stanie błogosławionym, jest to cud zwłaszcza, że szanse na dziecko miałam mniejsze niż 20%. Cieszę się. Serio.

ALE

Śniło mi się, że brzuch miałam cały w rozstępowych wielkich bliznach, przypominających różowe wypatroszone ryby. I spowodowane jest to najprawdopodobniej tym, że FAKTYCZNIE rozstępy zaczęły się pojawiać, mimo, że codziennie mój kochany K wciera mi w brzuchola balsam Bielenda (taka nasza ciążowa tradycja). Zaczynam przypominać popękaną wielką starożytną wazę. Bielenda sucks.



Zaczynam chodzić jak kaczka. Lekko pochylam się, gdy spaceruję, bo środek ciężkości posunął się do przodu jak bzykający żółw. Ach, "spaceruję" to znaczy szuram płaskimi bucikami (na obcasie już nie wyrabiam) bardzo powoli (bo jak chodzę szybciej, kuje mnie w brzuchu), myśląc non stop o tym kiedy wrócę do pozycji siedzącej. Tak wygląda moje spacerowanie.

W głowie mam burdel większy niż w nowej ustawie o odpadach. Muszę powtarzać w głowie co robię, gdzie idę, po co idę, co będę robić dalej. "Wyciągam szufelkę, bo w pokoju pozamiatałam, szufelka, szufelka, zbieram to co zamiotłam, zaraz będę odkurzać pokój, a potem umyję podłogę, odkurzacz, odkurzacz, odkurzacz, a potem mycie podłogi, idę odkurzać do salonu" itd. itd. 

Wahania nastrojów rozwalają mój mózg. Logicznie nie miałam bowiem powodów, by wczorajszym popołudniem się popłakać. A jednak to zrobiłam. Może zawiniła ta cholerna mola w korytarzu. Dół powstrzymało dopiero zjedzenie jednej czwartej pudełka ptasiego mleczka. 

A, zapomniałam, ciągle chce mi się słodkiego. Zjem śniadanie, potrzebuję słodkiego, zjem obiad, potrzebuję słodkiego, właśnie się wysikałam- potrzebuję słodkiego, coś bym zjadła- jem słodkie, źle mi- jem słodkie. Robię się coraz większa i większa.

- Ach, źle mi.
- Czemu? - pyta szczerze zdziwiony K
- Wyglądam coraz gorzej, chodzę coraz gorzej, czuje się wielka, brzuch mi ciąży, mam za grube nogi, nawet spodnie ciążowe mi spadają.
- Bardzo ładne spodnie - komentuje K najspokojniej w świecie.

Nie wspomniałam jeszcze o zgagach- dzięki którym wypiłam ostatnio pół kartonu mleka na raz oraz o potwornej senności w dzień i bezsenności wieczorem. Rzucam się godzinę na łóżku, zanim zasnę. A dzidziol wtedy kopie w najlepsze, jakby ostrzegał: jak wyjdę na zewnątrz, to też nie dam ci pospać.



Więc tak- ciąża jest do dupy.
A słyszałam, że poród jest jeszcze gorszy.
A to, co po porodzie to prawdziwa gehenna.


Nic, tylko się radować :D