niedziela, 16 listopada 2014

Orgazm to fizyczne szczęście organizmu. Dlatego wyróżniam różne orgazmy (muzyczny, seksualny, prysznicowy, marichuanowy...)  i dzisiaj wcale nie będzie o sexie (no ok, trochę o sexie będzie ale nie tylko). 


Opublikowano 13:44 by lipson

4 komentarze

sobota, 15 listopada 2014

Wracam do tematu, który ruszałam już dwa razy- raz jeszcze będąc w ciąży i drugi raz, już z małym Dziabongiem, jeszcze nieraczkującym nawet. 
Otóż, wróciłam do blogsfery, poodwiedzałam blogi innych mam, a że mniej więcej połowa z nich ma dzieci w wieku mojego ex-ssaka, włączyła mi się w głowie przerażająca maszyna- dawno nieużywana porównywarka dzieci

Opublikowano 08:35 by lipson

7 komentarzy

wtorek, 11 listopada 2014

Zanim zacznę wywody o piersiach mych dwóch, jedna uwaga: mam tylko jedno dziecko i na jego podstawie poniższe wnioski. Nie jestem alfą i omegą, nie mam siódemki dzieci i mega doświadczenia. To moje skromne wnioski. Z tym, że mądre :D


Opublikowano 17:32 by lipson

5 komentarzy

niedziela, 9 listopada 2014

Macie dzieci w podobnym wieku, co ja. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak wiele drobnych i ogromnych postępów zrobiło moje dziecko przez ostatnie pół roku, ani jak bardzo zmieniłam się ja. Każda z nas przechodzi to samo, każda na swój sposób.

Opublikowano 17:09 by lipson

19 komentarzy

środa, 14 maja 2014

Psychoruchowo:

- odwraca się z pleców na brzuch i odwrotnie
- trzymane pionowo utrzymuje częściowo swoje ciało
- siedząc z oparciem, chwyta pewnie grzechotkę ręką i przybliża ją
- zaczyna gaworzyć, reaguje na "a kuku" - w sensie co robi????


Rozrywkowo:

- wstaje z pozycji siedzącej – z niewielką pomocą lub bez niej
- szuka czegoś co upadło
- lubi zabawy w „A kuku” i „Koci koci łapci”
- może uderzać w zabawkę i krzyczeć w tym samym momencie
- bierze udział w zabawach, które koncentrują się wokół niego


Mam maxa. 
Nieprzespane noce, wczesne poranki, non stop w stanie gotowości, zabawianie, przewijanie, karmienie, odbekanie, przebieranie, usypianie (dżizas, to jest najgorsze)... gotowanie tych pieprzonych dietetycznych dań dla siebie, sprzątanie chaty, ściąganie mleka, dbanie o siebie... 
Oczywiście prawie nikomu nie mówię o tym, że czasem mi ciężko bo czuję, że nie powinnam tego mówić. Że staję się wtedy złą matką. Że kochające matki tak nie mówią, nie narzekają, cieszą się każdą zasraną pieluszką i każdym rozpoczynającym się dniem nawet mimo tego, że godzina jest zje...chana. 
Ale czasem po prostu mam maxa.
I rzadko, bo rzadko, ale czasem komuś powiem, że jestem zmęczona... i wiecie co najczęściej dostaję w odpowiedzi? "Sama chciałaś przecież" I wtedy jeszcze mi gorzej, czuję, że przez to marudzenie ludzie odbierają moje dziecko jako moją karę
A tak nie jest.

Czasem tylko po prostu mam maxa. 

Opublikowano 09:08 by lipson

12 komentarzy

niedziela, 4 maja 2014

Nie pisałam prawie miesiąc... Dlaczego? Bo był to niesamowicie aktywny i intensywny miesiąc! Moje dziecko wielowymiarowo dorasta, zmienia się, mądrzeje, normalnie szok. A i ja - matka - też dorastam. A co :D

Sprawdzenie umiejętności:

- w pozycji na brzuchu opiera się na dłoniach - TAK
- przesuwa się wokół własnej osi - TAK SE :D
- wydaje okrzyki radości, rytmicznie powtarza sylaby ge-ge- okrzyki TAK, sylaby TAK, ale "ge-ge"??
- umie sięgać po zabawki i chwytać je - NO BA! Od ponad miesiąca :)
- uśmiecha się do innych dzieci, w szczególności do tego w lustrze. - TAK
- umie teraz robić dwie rzeczy jednocześnie, np. gaworzy i sięga po coś rączką w tym samym momencie- TAK
- gdy podaje mu się zabawkę, układa rączkę w pozycji do jej przyjęcia- TAK (już dawno)
- potrafi przekręcić się z brzuszka na plecki- Aaaaa nie... jakoś mało w sumie leży na brzuchu, trzeba by to zmienić
- poznaje świat, wkładając przedmioty do buzi - WSZYSTKO trafia do buzi :)



"Mój pierwszy raz"

Ten piąty miesiąc to tylko 30 dni, a tyle się działo, że aż nie chce mi się wierzyć. Pierwsze piski, pierwsze bąbelki ze śliny, pierwszy obrót na bok, pierwsza dzienna drzemka w łóżeczku, pierwsze nocowanie poza domem, pierwsze odwiedziny bliskich, pierwsze zasypianie wieczorne nie przy cycusiu a samodzielnie ze smokiem, pierwsze nowe smaki... ożesz w dupę, i to był tylko miesiąc???

Sexy Mama

Wyglądam jak człowiek. Co prawda, nie jak szczupły człowiek, ale tez nie jak rozlazły człowiek po ciąży. I gdy weszłam w trzeci etap odchuchania, zachłysnęłam się tymi jedenastoma kilogramami na minusie i tutaj łapnęłam czekoladkę, tam ominęłam ćwiczenia, innego dnia zapomniałam o zajęciach fitness... Nie zauważyłam i znów stanęłam u wrót do Cielskolandii. Więc od poniedziałku znów Akcja Ogarnianie Dupy, ale restrykcyjnie!

Ważne decyzje

Rozszerzanie diety, temat skomplikowany jak dla mnie. Z każdej strony jestem bombardowana dobrymi radami, zdziwionymi minami, że "tylko mleko?!" i kolorowymi reklamami słoiczków, kaszek, kleików i innych super łatwych w przyrządzeniu posiłków dla Małych Ludzi. W końcu podjęłam decyzję. W oparciu o rozmowy z innymi mamami i kilka artykułów.
Po pierwsze- czekam z rozszerzaniem diety Dziabonga do końcówki szóstego miesiąca. Czemu? Bo jeśli karmi się wyłącznie piersią właśnie do tego czasu, laktacja jest długa i pełna.
Po drugie- gdy w końcu nadejdzie ten czas, spróbuję BLW, czyli gotowane na parze warzywa i mięsko; kasza jaglana z dodatkami zamiast gotowych kaszek (wiecie ile mają cukru?!), a jako gluten spróbujemy skórki od chleba, lub ewentualnie kaszę manną.
Po trzecie- mam zamiar karmić do roczku Małej.
I tak przy okazji - karmienie piersią to dar, dla dziecka, dla matki, dla relacji, dla zdrowia. Ostatnio gdzieś na fanpagu chyba Kwartalnika Laktacyjnego padło pytanie, czy są jakieś wady karmienia piersią. Mnóstwo odpowiedzi - że nie, że to najlepsze co można dać dziecku, itd, no cud miód malina, ... a raczej cud miód mleko. A wiecie co? Chyba w tym wszystkim zapomina się, że jednak jest jedna wada- ogromne poświęcenie! Karmię piersią szósty miesiąc... i naprawdę tęsknie za różnymi kolorami życia prywatnego- za złocistymi, czystymi, winnymi i zielonymi... Mówią, że można bawić się "na trzeźwo" - ja już bawię się tak ponad rok i powiem wam, że jest do dupy. I kiedyś Gabryśce to wypomnę :D


Opublikowano 11:08 by lipson

12 komentarzy

piątek, 4 kwietnia 2014

Psychoruchowo:

- w pozycji na brzuchu opiera się na dłoniach
- przesuwa się wokół własnej osi
- wydaje okrzyki radości, rytmicznie powtarza sylaby ge-ge


Rozrywkowo:

- umie sięgać po zabawki i chwytać je
- uśmiecha się do innych dzieci, w szczególności do tego w lustrze.
- umie teraz robić dwie rzeczy jednocześnie, np. gaworzy i sięga po coś rączką w tym samym momencie
- gdy podaje mu się zabawkę, układa rączkę w pozycji do jej przyjęcia
- potrafi przekręcić się z brzuszka na plecki
- poznaje świat, wkładając przedmioty do buzi



Moje dziecko jest genialne. Uwielbiam patrzeć jak chwyta wiszące zabawki, jak sprytnie wkłada gryzaczki do buzi, jak sięga rączką, żeby dotknąć mojej twarzy lub zdjąć mi okulary. No i oczywiście, jak mruży oczy gdy się uśmiecha. Wczoraj prawie godzinę "opowiadała" co jej się śniło- głównie były to uuuuuuu i mmmmmm, czyli pewnie jednorożce i żabki.

Zaliczyliśmy ostatnio drugie szczepienie (właśnie uświadomiłam sobie, że zamiast w trzeciej osobie, mówię o Gabrysi w pierwszej osobie liczby mnogiej, więc jeszcze raz)
Gabrysia zaliczyła ostatnio drugie szczepienie. Rozwija się prawidłowo, waga wskazała 6,5kg, lekarz rodzinna pochwaliła mój wybór, żeby się wstrzymać z rozszerzaniem diety Małej. "I spokojnie z tym glutenem, nie spieszyć się" - dodała.
Samo szczepienie, cóż, lalalalala, ale ładna pani pielęgniarka, oj! a co to?, i mega płacz - po kilkudziesięciu sekundach pomogło podnoszenie małej do góry i na dół - płacz zamienił się w śmiech. A i matka niezbyt się zestresowała.
Zdziwił mnie jeden berbeć w kolejce- 6tygodniowe niemowlę w jeansowych spodenkach i koszuli... nie przemawia to do mnie, a nawet jestem przeciwna, żeby noworodki pakować w ciuchy dla dorosłych. Na lansowanie przyjdzie czas, a jednak najważniejsza jest wygoda dziecka, i rodzica (np. szybkość rozebrania przy zmianie pieluchy).
Gdy zobaczyłam tego maluszka zdziwiłam się, że nasze dziecko jest już takie ogromne. Ono też było takie malutkie??? Pewnie, że tak, ale zabijcie mnie - nie pamiętam już. Te 4 miesiące minęły niby szybko, ale ledwo co pamiętam już początki. Ledwo co pamiętam ciążę.
Pamiętam za to pierwszą wspólną noc - po przyjeździe ze szpitala. Mała obudziła się w nocy. My, totalnie niedoświadczeni, stwierdziliśmy, że pewnie głodna. Hmm, nadal płacze, to może polulamy. Nadal płacze... kurcze, może trzeba odbić... Nadal płacze, to może pobujamy.... Nadal płacze, to może zmienimy pieluszkę... Kombinowaliśmy tak trzy godziny. Gdy dwa razy udało się nam uśpić małą, budziła się przy odkładaniu do łóżeczka. W końcu zasnęła na moim ramieniu (w pozycji jak to odbicia). Ja przerażona możliwością, że znów może się obudzić, powoli wślizgnęłam się do łóżka, oparłam plecami o ścianę lekko się zsuwając. I tak zasnęłam z małą w ramionach prawie na siedząco. Jesuuu, co to były za nerwy :D

Potwierdzam też wstępną informację dotyczącą rośnięcia włosów- rosną w oczach :D Oczywiście w tempie super milimetrowym, ale widać że coś tam na tym łepeczku się dzieje. I się nawet tym pochwalę: 


Ps; Gabryśka jest bardzo wrażliwa na światło. Gdy spacerujemy, ona śpi, to wystarczy promień na twarz i już się krzywi, czasem nawet budzi. Niby mają tak dzieci z cesarki. Czy wszystkie?

Opublikowano 05:11 by lipson

11 komentarzy

poniedziałek, 31 marca 2014

Sprawdzenie umiejętności:

- w pozycji na brzuchu nogi proste lub półwyprostowane - tak
- w pozycji na plecach łączy dłonie - już w 3 miesiącu to robiła
- podciągane do pozycji siedzącej unosi głowę i ramiona - jak wyżej
- w odpowiedzi śmieje się głośno i gaworzy, próby łączenia sylab - zazwyczaj śmiech w wersji "mute"
- może rozpoznawać znajome twarze i wykazywać zainteresowanie innymi osobami - wydaje się, że matkę poznaje
- z pomocą rodzica może sięgać po przedmioty - sama już sięga :D
- kręci na boki i piszczy z rozkoszy - nie i nie
- interesuje się ruchami swoich rączek - tak
- potrafi chwycić przedmiot, którego dotyka - tak


Włosy - tak, tak, zaczynają rosnąć memu dziecku, mogłabym przysiąc, że z dwóch milimetrów urosły do czterech a nawet pieciu (Yduu, tego nawet nie komentuj właścicielko długowłosego dziecka ;p) Mi natomiast ostatnio zaczęły wypadać garściami, dlatego ja we włosach, dziecko we włosach, sałatki we włosach... masakra
Buzia - weszliśmy w etap macania matczynego lica.... tak, to jest policzek mamy, tak, to jest nos mamy, tak, to jest oko mamy, ałłłł, a tak szczypiesz mamę, no ładnie... Moja cera natomiast umiera, przesuszona, szara jakaś, chyba mała wyciąga ze mnie młodość ;p
Usta - w czwartym miesiącu życia Mała ogarnęła co to jest Smoczek, i raz dwa uzależniła się od niego, dlatego używamy go tylko do usypiania
Ciało - nadal mamy atopię, ale lekką, trochę na brzuszku, trochę na udach i łokciach, kąpiemy w emolientach
Stópki - aaaa, ostatnio mała dostrzegła swoje stópki, że może łapać i trzymać, więc myślę, że już niedługo włoży je do buzi; K uważa, że to niemożliwe :D
Pupa - Jezuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu, to najpiękniejsza pupa na świecie! mogłabym zjeść :D


Rozszerzanie diety. O, to jest temat. "A soczki już jakieś dostaje? Jak to, tylko mleko? Powinnaś jej wprowadzić jabłuszko? No gluten obowiązkowo! Ale dopajasz ją? Nie? Nic dziwnego że taka blada!" Z każdej strony rady, pretensje i wielkie zdziwienie, że tylko cyc. Ano cyc. Do 6 miesięcy dziecko karmione mlekiem matki nie potrzebuje niczego innego, mleko zaspokaja bowiem 100% potrzeb dziecka. I tego się trzymam. 
Dlaczego tak nas bombardują nakazami rozszerzeniowymi? Bo okazuje się, że średnio w Polsce matki karmią piersią pół roku, a wprowadzanie glutenu czy dodatkowych pokarmów musi być pod ochroną mleczną, czyli jeszcze podczas cycowania. Stąd nakazy przedpółroczne. Jednak czytałam dużo i do 6 miesiąca nic nie trzeba prócz cyca. A że moja mała wrażliwa i alergiczka, to tym bardziej dam jej organizmowi jeszcze miesiąc.

A, i lubimy "wlazł kotek na płotek" i głaskanie po główce, obowiązkowo z włosem a nie pod włos :)

Opublikowano 05:32 by lipson

7 komentarzy

wtorek, 18 marca 2014

Wiecie, kiedy nie jest ważne czy dziecko dobrze podnosi głowę, czy głuży poprawnie i czy chwyta zabawki tak jak powinno? Gdy jest chore.

Nie będę się rozwodzić zbytnio, w mojej rodzinie zagościł wirus, który dopadł Gabrysię. Rodzinna doktorka najpierw to zbagatelizowała, a potem od razu doj**** antybiotyk i to z tej samej rodziny jak ten, co nie pomógł Gabrysi ostatnio. Poszłam prywatnie. Mam w dupie już rodzinną, będzie mnie tylko widzieć na szczepieniach.

Gdy myślałam, że wylądujemy w szpitalu, płakałam. Po poprzednim razie jestem przerażona wizją szpitala. Zwłaszcza przez te wszystkie niusy, które pokazują w TV- w szpitalach co rusz giną dzieci, ja pierd****.

Mała wyzdrowiała prawie kompletnie w przeciągu tygodnia. Nasz lekarz prywatny prócz tego, że małą uzdrowił, to zapisał maść na uczulenie na głowie, które pomogło praktycznie w ciągu dwóch dni. A wcześniej męczyliśmy się ponad miesiąc z lekami zapisanymi przez dermatologów.

Więc, gdy mała praktycznie wyzdrowiała a ja któregoś razu zmartwiona, że znów nie kładę jej na brzuszek, przewróciłam mała na brzuchola, a ona... podniosła wysoko głowę rozglądając się na boki, próbując wierzgać trochę nóżkami (początki czołgania się?) i spokojnie sobie tak siedziała napraaaaaawdę długo. I po co się, matka, martwiłaś?

Ale co najbardziej mnie zauroczyło w czwartym miesiącu życia? Gabrysia na prawdę mocno skupia się na wiszących gadżetach a potem powoli wyciąga rączkę i je łapie. Sooooooooł słit! W ogóle mała dużo bawi się sama (matę edukacyjną poobwieszałam dodatkowymi gadżetami).


Najgorsze są aktualnie noce - podczas choroby mała spała ze mną, teraz śpi w łóżeczku ale widać, że ma trudności z przestawieniem się. Długo zasypia, często się budzi, dużo w nocy je. Gdy wstajemy rano, jestem rozpieprzona na maxa.

Przez chorobę nie ćwiczyłam i trochę się zapuściłam. Od początku akcji Ogarnianie Dupy (klik) schudłam jednak 10 kilogramów, w pasie zeszło 10 centymetrów, w biodrach - 6, leciutko ruszyły się łydki i ramiona. Najgorzej idzie oczywiście Poporodowy Wał - jedynie minus 4 centymetry i Masywne Uda - tutaj nadal zero zmian. Ale ostatnio stawiałam pasjansa i wyszło, że do końca kwietnia zejdzie mi kolejne 7 kilogramów :D

Aaa i jeszcze jedno. Mała próbuje wstawać. W sensie podnosi głowę wysoko jak leży, jakby miała zamiar się rozbujać do siadu. A gdy jej pomogę wstać, to jest uradowana na maxa. W ogóle sztywno główkę trzyma, a nasz Lekarz Prywatny mówi, że jest bardzo rozwinięta emocjonalnie :D

Więc tyle.

Dziś na obiad dietetyczny krupnik, ogromny gar wyszedł, przepis już niedługo :D

Opublikowano 04:15 by lipson

8 komentarzy

poniedziałek, 3 marca 2014

Psychoruchowo:

- w pozycji na brzuchu nogi proste lub półwyprostowane
- w pozycji na plecach łączy dłonie
- podciągane do pozycji siedzącej unosi głowę i ramiona
- w odpowiedzi śmieje się głośno i gaworzy, próby łączenia sylab


Rozrywkowo:

- może rozpoznawać znajome twarze i wykazywać zainteresowanie innymi osobami
- z pomocą rodzica może sięgać po przedmioty
- kręci na boki i piszczy z rozkoszy
- interesuje się ruchami swoich rączek
- potrafi chwycić przedmiot, którego dotyka




Mam dziecko mniej więcej podręcznikowe- nie jest ani zbyt wrażliwe, ani zbyt płaczliwe, jest nawet według testu z książki Tracy Hogg - właśnie podręcznikowe. A jestem zmęczona. Noce nieprzespane, dni przepełnione ogarnianiem dzidzi i domu. Więc naprawdę naprawdę nie wiem, jak radzą sobie matki trudniejszych dzieci, a jak samotne matki? To już dla mnie w ogóle nie do pomyślenia. Jak powiedział Bóg w filmie "Bruce Wszechmogący": 

"Rozstąpienie się zupy to nie cud, to sztuczka. 
Samotna matka na dwóch etatach, która znajduje czas dla dziecka- to jest cud" 

Mi się wydaje, że kobieta- matka razem ze swoim dzieckiem to cud. Kobieta, która w kilka miesięcy uczy się robić miliard rzeczy na raz, nie sypiając i nie odpoczywając tyle ile powinna oraz małe dziecko, które w kilka miesięcy uczy się być człowiekiem. 
Jasna dupa. Cud.

A ja na dwa tygodnie zamieniam się w samotną matkę - K wyjechał w delegację. Do Tunezji. Nie wiem, jak wszystko ogarnę, zawsze gdy wracał z pracy trochę mnie odciążył, dzieckiem się zajął... a tak? 24 godziny na dobę jestem ja i tylko ja.
No dobra, mam rodziców, którzy na spacer wyjdą, ale wiecie- na dłuższą metę, to nadal jestem tylko ja.

Dziś wizyta u dermatologa, wiecznie coś. Tym razem uczulenie na całym ciele- czerwonawe suche placki. Gdy byliśmy 2 tygodnie temu u dermatolog, powiedziała, że to ciemieniucha (plamy były tylko na głowie i jedna na brzuszku). Gdy wskazałam tą na brzuszku, pytając czy ciemieniucha może być na brzuchu ta odparła, że to pewnie od pieluszki. 
Głupia pinda. 
Teraz mała ma plamy na głowie, na szyi, na ramionach, na brzuchu... Masakra. A pilnuję co jem. Ciuszki ma prane w JELPie, płyn do kąpieli ciągle ten sam, nie wiem od czego może to mieć. Próbowałam na ta głowę i oliwki, i emolium na ciemieniuchę i emolium do kąpieli i ostatnio dwóch maści (hydrocortisonum i clotrimazolum) i one trochę pomogły, ale całość nadal się rozprzestrzenia, więc według mnie trzeba by znaleźć przyczynę a nie tylko leczyć skutki.
No ale od tego są lekarze, zobaczymy.

Rozmawiałam ostatnio z młodą mamą apropo tego co dzieje się u mnie w nocy (mała budzi się co 2-3 godziny). Analizowałam nawet jak je w nocy i zauważyłam, że średnio jedno karmienie na noc to ma tylko chcicę na ssanie, i po paru minutach zasypia- tutaj koleżanka doradziła użycie smoczka zamiast cycka. Poza tym ważne by dziecko mimo wszystko zasypiało w łóżeczku swoim, więc teraz gdy w nocy karmię, od razu przenoszę małą do łóżeczka, mimo że jeszcze nie do końca śpi, po to by zasypiała już u siebie. 
Jednak jedna rzecz mnie nadal zastanawia- koleżanka doradziła, by reagować w nocy dopiero gdy mała zacznie kwilić/płakać. Ja do tej pory reagowałam szybciej, bo słyszałam, że mała kopie nogami, przebudziła się, rozkopała kołdrę i ssie łapki. Więc nie czekałam, wyciągałam i karmiłam. Może reaguję za szybko? Może mała zasnęła by z powrotem sama? Może nauczyłam ją, że nie warto zasypiać z powrotem, bo zaraz pojawi się cycuś? Jak sądzicie?

Opublikowano 05:45 by lipson

6 komentarzy

czwartek, 27 lutego 2014

Sprawdzenie umiejętności:

- na brzuchu opiera się na przedramieniu - czasem jej się zdarzy, głównie na brzuszku wyje, krzyczy i płacze
- utrzymuje głowę prosto w pozycji siedzącej - tak
- bawi się rękami, wkłada dłonie do buzi - tak
- odpowiada uśmiechem na uśmiech - tak
- pierwsze próby łączenia sylab- gada po swojemu, ale czy łączy sylaby? sama nie wiem jak to ma wyglądać
- rozpoznaje twarz mamy i wykazuje zainteresowanie innymi twarzami - tak mi się wydaje
- wie, że coś jest mu już znajome- a cholera wie
- potrafi chwycić podaną do rączki zabawkę i zamachać nią- tak
- umie zamachnąć się na przedmiot ale nie potrafi jeszcze sięgnąć po niego- no machać macha :)


Spodziewałam się, że gdy wybije magiczny trzeci miesiąc to wszystko nagle zacznie być proste, łatwe, przyjemne i oczywiste. Jaaaaasne... Oczywiście, nie jest to poziom masakry pierwszych tygodni, ale ani harmonogram się nie ustalił, ani noce przyjemne... Ale po kolei:

Rozmiar - niektóre 62 są już za małe, inne w sam raz, jeszcze inne- wiszą; z ta numeracją to cholera wie, ale mała ma jakieś 62 centymetry właśnie
Pieluszki - na dniach wchodzimy na trójki Dady
Waga -  tydzień temu 5,5 kg
Dzień - mała budzi się około 7, ale cycem jeszcze staram się ją przeciągnąć do 8 (często cycuś wywołuje drzemkę to i mama sobie dośpi), do 10 jesteśmy na nogach, potem spacer, na którym śpi około godziny. Potem znów dwie godziny aktywności i sen południowy, około godziny... potem znów dwie godziny zabawy i około 17 zazwyczaj drzemka, no a około 20 kąpiel i lulu
Zabawy - mata edukacyjna (kopanie grzechotki), czarno- białe książeczki, maskotka Kurczaczek, dialogi z mamą, noszenie oczywiście i pierdzioszki w całe ciałko ;)
Zasypianie - tutaj problem największy, bo zasypiamy albo na bujaku, albo na cycusiu, możecie zdradzić jak zrobić, żeby dziecko samo zasypiało??? :)
Noc - ostatnio masakra i pobudki co około półtorej godziny, już nie wyrabiam... z tego wszystkiego zamówiłam nawet smoczek, bo wydaje się, że mała nie tyle że głodna- a ssać jej się chce... a może pamięta, że niewyspana mama czasem przy karmieniu zasypia i wtedy Gabryś śpi przez dwie godziny z mamą??
Aktualne problemy (prócz nieprzesypianej nocy) - uczulenie na całym ciele, niby dermatolog mówi, że ciemieniucha, ale jakoś jej nie wierzę i w przyszłym tygodniu idziemy do innej
Ja - projekt Ogarnianie Dupy w fazie drugiej - czyli do brzuszków i diety doszła Chodakowska... czytam te wszystkie komentarze ćwiczących dziewczyn, że energia, że endorfiny przy ćwiczeniach i mam ochotę palnąć komuś w łeb, bo ja non stop zmęczona łażę...




I gdzie ten harmonogram? Gdzie przewidywalność? Gdzie "smoczek jest zbędny"?
Czuję się oszukana ;p




Ps- ej, która stara się odchudzić razem ze mną i projektem Ogarnianie Dupy? :D

Opublikowano 11:36 by lipson

11 komentarzy

sobota, 22 lutego 2014

Dużo dziś odwiedzin mieliśmy i muszę przyznać, że Gabrysia całkiem nieźle to zniosła. Miała jedynie problem z popołudniową drzemką- była zmęczona, ale chyba nadmiar wrażeń nie pozwalał jej zasnąć. Na pomoc przyszedł niezawodny Pan Cyc i udało się uspokoić, nakarmić, ukoić i uśpić w kilkanaście minut.

Jednym z odwiedzających był przyjaciel mojego K - Michał. Michał jest świeżo po ślubie, z ambitnymi planami rozrodczymi ("Ile fabryka da dzieci, tyle będzie"), głośny, pozytywny, charakterystyczny i przystojny facet. Bardzo go lubię. 

Właśnie Mała się obudziła, po długiej jak na nią (bo trzygodzinnej) drzemce południowej. Akurat wcinałam drugie śniadanie (marchewka z suszonymi śliwkami- rewelacja!), więc rzuciłam do K:
- To póki co, zmień jej pieluszkę i zaraz ją nakarmię.
K wyszedł, a Michał do mnie:
- Ja tam córkom pieluch zmieniać nie będę.
- Czemu? - pytam zaskoczona.
- Żeby posądzili mnie, że pedofil jestem?
Myślałam, że robi sobie jaja. Nie robił.
- Kąpać też nie będziesz?
- Nie.
Za chwilę poszliśmy do sypialni, gdzie K właśnie smarował pupę Małej kremem. Gdy Michał zauważył, że mała jest pół goła, momentalnie odwrócił wzrok, jakby od samego patrzenia miał się stać już pedofilem.


Gdy goście wyszli, powiedziałam K o naszej rozmowie, zdziwił się, wręcz wyśmiał Michała, ale okazało się, że temat nie jest wcale taki nowy. W pracy K jest facet, który ma kilkumiesięczną córeczkę i dokładnie to samo mówi: "nie będzie zmieniał pieluszki żeby nie wyjść na pedofila".

Nie rozumiem. Wcale a wcale.

Przecież nikt nie wchodzi nam do sypialni i nie patrzy, kto i jak zmienia dziecku pieluszkę. Kto kąpie, myje cipcie, kremuje pupę... Więc tak na prawdę to faceci sami sobie wymyślają taką blokadę. Czego się boją? Że faktycznie staną się zboczeńcami? Że spojrzą na swoje dziecko inaczej niż powinno się patrzeć na dziecko? Co im wmawiają media? Że normalny dorosły facet nie może dotykać swojego dziecka w żadnym wypadku, bo stanie się zwyrodnialcem?

Przecież ja jeszcze pamiętam, jak mój tata wycierał mi dupę jak miałam kilka lat. Przecież nie był pedofilem.

Co się dzieje z dzisiejszymi facetami?

Opublikowano 14:13 by lipson

6 komentarzy

czwartek, 20 lutego 2014

Teoria: 

Każdy człowiek jest inny. Każda ciąża jest inna. Każdy poród jest inny. Każde dziecko jest inne i rozwija się w swoim tempie.

Praktyka:

Mimo, że znam teorię, chciałabym żeby moje dziecko rozwijało się jak najlepiej, jak najszybciej, było najmądrzejsze, najpiękniejsze i w ogóle genialne. Trudno no, mam tak i już.

Dlatego ostatnio lekko się przejęłam pewnym postem.

Oczywiście znów zawiniła Czerwonowłosa. (Tak, ty! :P) Piszę "znów" bo raz już taka sytuacja mi się przydażyła- jeszcze gdy byłam w ciązy, a dokładnie w dwudziestym drugim tygodniu (tak tak, specjalnie to znalazłam). Wtedy chodziło o to, że jej płód kopie bardziej niż mój

Teraz wydaje to się śmieszne.
Bo teraz nie chodzi już o płód.

Dzidziol Czerwonowłosej unosi główkę wyżej niż mój i przewraca się na plecki
Nosz kurwa.

Przecież niby to bzdura. Każde dziecko rozwija się w swoim tempie, niektóre startują ambitnie, potem zrównują, a inne rozwijają się powoli, by potem nadgonić. A po drugie- dżizas, to tylko główka!

Ale jednak.
Moje dziecko powinno być genialne.


Myślałam tak tylko kilka minut. To była chwila. Na tyle jednak długa, że zaczęłam się zastanawiać, czy można się ustrzec przed porównywaniem w ogóle.
Moje dziecko umie połowę tabliczki mnożenia, a dziecko sąsiadów całą. Moje jeszcze robi w pieluszkę, a jego kuzynka nie. Moje jeszcze nie powiedziało pierwszego przekleństwa, a dzieciak na podwórku już tak. Zastanawiając się nad tym znalazłam nawet kilka postów matek. Głównie przeważały dwie opinie:
- nie powinno się porównywać dzieci
- nie da się nie porównywać dzieci

Co sądzicie?



Dobra, a teraz z innej beczki.

Specjalnie dla grubasek poporodowych założyłam bloga z dietetycznymi przepisami dla mam karmiących - zapraszam. Wchodźcie, próbujcie, komentujcie i polecajcie innym mamuśkom :)

Opublikowano 12:58 by lipson

9 komentarzy

wtorek, 18 lutego 2014

Nienawiść podwójna, gdyż moja i Gabrysi. 
Ja nienawidzę patrzeć na swój brzuch, ona nienawidzi leżeć na swoim. 


Życie z wałem

O wale post już był konkretny, bo i wał konkretny. Z resztą w skład Zespołu Nadwagowego prócz Przeciwstosunkowego Wała wchodzą Wkurzające Boczki, Grube Uda, Szeroka Talia, Pelikanowe Ramiona i Masywne Łydki. 
Słowem: cała ja
Pierwszy miesiąc życia mego potomka ledwo ogarniałam cokolwiek, w drugim miesiącu mała chorowała, więc dopiero niedawno mogłam konkretnie wziąć się za siebie. A było za co się brać, bo według wskaźnika BMI do prawidłowej wagi brakowało mi 20 kilogramów. Tyle ile waży sześcioletnie dziecko. Miałam w sobie małego tłustego, żądnego kalorii dzieciaka. 
Dżizas. 
Więc zaczęłam pracę nad sobą. Co jest dość trudne, gdyż muszę jeść minimum 1800 kalorii, by moje mleko nie straciło na jakości, nie mogę natomiast jeść nabiału (kolki mieliśmy od niego) i większości warzyw (czekam do trzeciego miesiąca na wprowadzanie nowości, bo mała jest mega wrażliwa).
Jutro minie cztery tygodnie, od początku projektu "Ogarnianie Dupy", waga wskazuje 7 kilo mniej, na poziomie pępka zeszło 7 centymetrów, w biodrach 4 centymetry. Jest trudno, ale efekty powoli są. 
Myślę nawet żeby powrzucać trochę dietetycznych przepisów dla karmiących matek tu na bloga, miałybyście ochotę?


Dupką w górę

Gabrysiowy problem brzuszkowy, mimo, że cholernie różny od mojego, również kończy się na ćwiczeniach, pocie i łzach. Słowo "nienawiść" w tym przypadku jest za słaba. Gdy Dzidziol się zorientuje, że leży na brzuchu (co zajmuje kilka sekund) zaczyna się wrzask i przeklinanie (tak, jestem pewna, że te krzyki to wulgaryzmy pod adresem matki).
Jesteśmy zacofane jeśli chodzi o brzuszek przez miesiąc chorobowy, w którym mieliśmy inne na głowie problemy- chrypa, płacz, katar, szpital, antybiotyki... Daleka byłam do dawania mojemu dziecku dodatkowych powodów do stresu.
A teraz pokutujemy.
Mała powinna do końca miesiąca zacząć ogarniać podpieranie się na przedramionach. A jak pisałam, głównie płacze, krzyczy, wierzga. Leżymy więc na brzuchu na rękach pięć minut (pozycja supermana) - by ćwiczyć główkę bez stresu (mała lubi tą pozycję) a potem kładziemy małą na pieluszkę rozłożoną na łóżku - i tutaj mamy kolejne pięć minut, z czego cztery minuty i około pięćdziesiąt sekund płaczu. 
Próbujemy zabawiać Dzidziola, oczywiście, ale to jak opowiadanie kawałów rodzącej kobiecie. Ma to głęboko w dupie. 
Słyszałam natomiast od pani, która pracuje w żłobku, że niektóre dzieci, z nienawiści do leżenia na brzuszku w ogóle nie raczkują, pomijają ten etap i od razu zaczynają chodzić. Z drugiej jednak strony, leżenie na brzuchu dla nikogo nie powinno być takim traumatycznym przeżyciem. 
Jak wasze dzieci radzą sobie z leżeniem na brzuchu?


Opublikowano 04:33 by lipson

17 komentarzy

sobota, 15 lutego 2014

Zacznijmy od tego, że to normalne- że ludzie się rozmnażają, kobiety rodzą dzieci, dzieci dorastają. Tak samo normalne jest, że jak podłączymy plastikowe pudełko ze szklaną kulką sznurkiem do ściany to będzie światło. Tak samo normalne jest, że z pionowego kawałka drewna wyrasta jedzenie a po deszczu na niebie pojawia się kolorowy pasek. 
Ale właśnie jakby się dobrze skupić - to każda z tych rzeczy jest mega magiczna.

I właśnie ja się czasem skupiam i patrzę na Gabrysię.


Jeszcze rok temu nie istniała. Nie było jej. Wcale a wcale. Pojawiła się tylko dzięki nam, w moim brzuchu, a teraz jest. Autonomiczna, całkiem inna od nas, myśląca, mówiąca (w swoim jeszcze języku), ma ręce, nogi... a jeszcze niedawno jeszcze jej wcale nie było. W ogóle. Nie wiem, czy rozumiecie. I czy czasem też tak macie- że skupiacie się i patrzycie na swoje dziecko nie jak na najnormalniejszą kolej rzeczy, a jak na cud, na wynik waszej i tylko waszej "produkcji". 

Fajne to.

Moja psycha mutuje. Są i inne tej mutacji dziwactwa. Na przykład... całkiem inaczej odbieram filmy, gdzie jest mowa o niemowlakach, a broń boże - niemowlakowi coś się dzieje. Nie płaczę, nie histeryzuję, tylko po prostu jakoś inaczej patrzę, analizuję, trafiają te obrazy gdzieś indziej w mojej psychice niż kiedyś.
Mówię tu o filmach takich jak:


Dziwnie jest być mamą. Dziwnie ale i naturalnie. Wszystko tak płynnie się dzieje. Już nie pamiętam, gdy mała nie potrafiła skupić wzroku, nie pamiętam gdy nie wierzgała nogami i rękami, a jednak to przecież dopiero co było. Dziwne to wszystko. 

Dziwne a przecież naturalne.

Dżizas, ależ to popieprzone :)

Opublikowano 04:43 by lipson

6 komentarzy

wtorek, 4 lutego 2014

Psychoruchowo:

- przy pozycji na brzuchu opiera się na przedramieniu
- utrzymuje głowę prosto w pozycji siedzącej
- bawi się rękami, wkłada dłonie do buzi, 
- odpowiada uśmiechem na uśmiech
- pierwsze próby łączenia sylab

Rozrywkowo:

- rozpoznaje twarz mamy i wykazuje zainteresowanie innymi twarzami
- wie, że coś jest mu już znajome
- potrafi chwycić podaną do rączki zabawkę i zamachać nią
- umie zamachnąć się na przedmiot ale nie potrafi jeszcze sięgnąć po niego



Pojawił się jasny punkt w noworodkowym tunelu strachu. Rozpoczął się trzeci miesiąc.
Słynny trzeci miesiąc. Bo mówią, że trzy pierwsze miesiące są najtrudniejsze.

I czuję, że tfu tfu tfu tfu tfu zaczyna być fajnie. Ok, nadal nie lubimy leżeć na brzuszku. Ok, nadal mamy katarek, a od kilku dni musimy bekać po cycusiu (czego wcześniej nie musieliśmy). Ale zazwyczaj wiem, czemu Dzidziol marudzi, a to jest- powiem ja wam- mały krok dla człowieka, ale ogromny dla ludzkości w mojej Niemowlakolandii

I nawet wyglądam jak człowiek. W sensie - myję się i nie chodzę w domu w pidżamie. Robię brzuszki i jem zdrowo 1500kcal dziennie. Ok, strzelają mi kości, bo brakuje mi wapnia (nadal nie jem nabiału), ale to kwestia kupienia jakichś witaminek. 

Gabrysia się uśmiecha, pięknie pierdzi, robi kupy i od niedawna- ślini. Kto by wiedział, że tak małe rzeczy są tak wielkie.  A, no i becikowe dostaliśmy. Możemy ułożyć sobie życie od nowa ;)

Opublikowano 12:29 by lipson

14 komentarzy

czwartek, 30 stycznia 2014

Szykując się do roli matki czytałam, dowiadywałam się, rozmawiałam. Okazuje się jednak, że są rzeczy, których się nie spodziewałam, o których nikt mi nie powiedział lub o czym miałam całkiem inne wyobrażenie.

1) Karmienie piersią 

Teoria: na warsztatach położna "sprzedała" nam patent na karmienie co 2,5 godziny w nocy; wszystko opierało się na tym, że ssanie piersi jest "lekiem na całe zło" i żeby nam dziecko zjadło tyle, ile chcemy można je nawet rozebrać; bo rozebrane płacze, a płaczące chętnie uspokoi się przy cycku. 
Praktyka: a co jeśli dziecko płacze przy cycku właśnie? Ssie minutę, puszcza i płacze? A gdy się uspokoi i zostanie przystawione ponownie, ssie chwilkę i znów zaczyna wrzeszczeć? Skoro cycek jest lekiem na całe zło, to co jest lekiem na płacz przy cycku?

2) Smoczek

Teoria: czytałam o smoczkach, stworzyłam nawet dość konkretny wpis na temat szkodliwości nadmiernego stosowania smoczków; w podsumowaniu pisałam, by używać smoczka jak najmniej a najlepiej wcale.
Praktyka: zdrowe niemowlęta najczęściej nie lubią i nie potrafią ssać smoczka, co paradoksalnie okazuje się wcale nie takie fajne. Będąc w szpitalu przekonałam się, że gdy nie ma bujaczków, leżaczków, kołysanek, karuzelek i innych bzdurek, które normalnie dziecko uspokajają i usypiają, możliwość uspokojenia niemowlęcia smoczkiem byłaby genialna. A tu wciskasz w mała buzię smoka, a dzidzia jeszcze bardziej się wkurza. I nosisz i bujasz i podrzucasz i tulisz i nosisz i bujasz....

3) Frida

Teoria: aspirator do nosa Frida pojawia się w KAŻDEJ wyprawce dziecięcej, na każdym blogu, który widziałam. Ponieważ "jest to produkt bezpieczny i może być używany zarówno w warunkach domowych przez członków rodziny, gdzie otoczenie bakteriologiczne jest jednakowe dla wszystkich, jak i profesjonalistów - pielęgniarki i lekarzy w przychodniach i na oddziałach dziecięcych szpitali. Jako wyjątkowo prosty w użyciu przyrząd, łatwy do utrzymania w czystości, higieniczny i bezpieczny, Frida powinna stanowić niezbędny element wyposażenia każdej apteczki tam, gdzie znajdują się dzieci" - jak piszą w Internecie.
Praktyka: dopiero pediatra i laryngolog przedstawili nam szkodliwość stosowania Fridy - poważne uszkodzenia nabłonka w nosie dziecka oraz uszkodzenie delikatnych włosków, które tam się znajdują. Okazuje się, że  częste stosowanie aspiratora krzywdzi naturalne środowisko w nosie maleństwa i należy Fridy używać tylko w  ostateczności. Tylko w ostateczności, a nie przy najmniejszym hałasie w środku.

Co Wy na to?

Opublikowano 07:23 by lipson

11 komentarzy

wtorek, 28 stycznia 2014

Zaczęło się od kataru, który ktoś najwidoczniej Jej sprzedał.

Z katarem poszliśmy do rodzinnej, która nic w płucach nie usłyszała i dała skierowanie do laryngologa. 
Laryngolog nic w uszach, nosie i gardle nie zobaczyła, odesłała nas do rodzinnej.
Rodzinna dała skierowanie na zdjęcie klatki i w jego opisie wyczytaliśmy, że jakiś miąższ w płucu...

Zapalenie płuc.
Ale bez gorączki? Bez kaszlu?
"Takie są wirusy tej zimy, silne i przebiegłe" - odpowiedzieli mi.

"My z chorym noworodkiem" to najstraszniejsze zdanie jakie wypowiedziałam, od kiedy pamiętam. Na szczęście, jest to też silne zdanie- do każdego lekarza weszliśmy bez kolejki. Powstrzymywałam płacz, byłam przerażona, moja Mała chora.

A to był dopiero początek.

Dostaliśmy antybiotyk doustny. Mała płakała wieczorami tak, że serce się krajało. Ja razem z nią.
Katar przeszedł, pojawił się kaszel i chrypa. Po 5 dniach brania antybiotyku były nadal. Niedobrze, niedobrze, niedobrze. Wróciliśmy do rodzinnej, dała skierowanie na badania do szpitala.

W szpitalu Małą osłuchali i... przyjęli nas na leczenie!
I zaczęła się gehenna.

Najpierw szok i płacz "co ja zrobiłam, moje kilkutygodniowe dziecko musi iść do szpitala", potem "boże, ona tak płacze jak jej wbijają wenflon", następnie "jezu, jakie te łóżeczko obdrapane, metalowe, brzydkie, jak więzienne, a obok dwu i trzylatki na sali a moja taka maluteńka..." Płakałam bezgłośnie prawie non stop przez kilka godzin. 

Dzieciaki na sali głośne, jedno z nich miało matkę nadającą się do Superniani (na tydzień czasu dwuletnie dziecko dostaje do zabawy jednego pluszaka, do picia gazowane napoje, jako przekąski - sok z wodą z kranu i słodziki, a to tylko część z ciekawostek). Gdy przyszło do usypiania nocnego, musieliśmy z K pójść... do świetlicy! Bo u nas na sali do północy wrzask, pisk, jarzeniówki na maxa. Gdy ją w końcu uśpiliśmy, siedziałam z półtoramiesięcznym niemowlakiem na plastkikowym krzesełku w świetlicy półtorej godziny w ciemności czekając aż ten bachor z mojej sali zaśnie. 

W dzień mała sypiała krótko i lekko - bo przecież na sali dzieci które w dzień się bawią, krzyczą, maszyny do inhalacji chodzą głośno, światło mocne... Mała marudna, bo niewyspana, mi serce krwawiło. Bo do tego zaczął się problem z karmieniem.

Karmię leżąc, ze względu na duże piersi i duże ciśnienie  mleka.
A matkom na oddziale dziecięcym przysługuje (uwaga) jedynie krzesełko. 

Drugiej nocy, o 5 rano mała się obudziła, zmieniłam pieluszkę i przystawiłam do piersi w pozycji klasycznej. Po 3 minutach mała się zakrztusiła i zaczął się płacz. Okropny, przerażający. Wyszłam z sali do przedpokoju boxu żeby nie obudzić reszty. Próbowałam ją uspokoić, uśpić, dostawić, znów płacz, usypianie, lulanie, uspokajanie, podrzucanie, kołysanie... i tak dwie godziny. Byłam wyczerpana, zadzwoniłam po K, żeby przyjeżdżał bo nie daję rady. Pielęgniarki nie zwracały na nas uwagi, gdy pytałam czy znalazłoby się jakieś łóżko żeby się położyć, jedna odpowiedziała "to nie hotel", inną prosiłam, żeby chociaż na chwilkę, bo nie mogę dziecka nakarmić i płacze. 
- Nie ma łóżek. - odpowiedzieli. 

K przyjechał, zaczął lulać małą, ja położyłam się na swoim plażowym leżaku, przykryłam kocem i próbowałam odstresować. Po pół godzinie, K stwierdził "musisz ją nakarmić".
No kurwa, wiem, że muszę, ale jak??

Wpadłam na pomysł. Wcisnęłam się na łóżeczko małej, jakoś zmieściłam dupsko, K przyłożył mała, JEST! SSIE! 
- Nie może pani tam leżeć! - słyszę zza pleców.
- Ale to tylko na chwilę, nie mam jak dziecka nakarmić - mówię odwracając głowę. Niestety przy tym zabiegu odsunęłam się lekko, mała puściła pierś i znów płacz. 

Byłam na skraju wycieńczenia, zestrasowana i zmartwiona płaczem mojego dziecka. K doradził, by położyć się na podłodze. Byłam w takim stanie, że i na żerandolu bym się powiesiła, żeby tylko nakarmić małą (nie jadła już ponad pięć godzin). Rozłożyłam dwa koce, położyłam się, K próbował uspokoić płaczącą nadal Gabrysię.
- Nie może pani leżeć na podłodze - mówi jakiś babsztyl w drzwiach - proszę to sprzątnąć.
Co? Kurwa. Nawet na podłodze nie mogę się położyć? Mała płacze, głodna jest, a ja kurwa mać nawet miejsca w szpitalu nie mam, żeby ją nakarmić.

Rozryczałam się. Jak dziecko małe, w dupie mając co inni na sali powiedzą.
Akurat jakaś doktórka weszła.
- Czy mogę prosić jednorazowo o mleko dla małej? - spytałam płacząc.
- Ale pani nie może się poddawać, mleko mamy jest zdrowsze i co ważniejsze tańsze.
- Ale nie mogę nakarmić jej. W domu karmię na boku, bo ciśnienie mleka, mała nie przyzwyczajona, krztusi się, płacze, od kilku godzin nic nie jadła - mówię łkając.
Doktórka każe mi przystawić uspokojoną przez K Gabrysię. Myśli, że nie umiem dostawiać. Dostawiamy na siedząco, mała zaczyna płakać.  Patrzę na nią błagalnie.
- Iwona - krzyczy doktórka do pielęgniarki, która akurat wyszła z naszej sali - weź tu wjedź jakimś łóżkiem.

I dostałam łóżko. Po tylu krzykach i płaczach. Jednak się znalazło.

- Widzisz, ja powinnam ci powiedzieć - mówi mi przez telefon kumpela - jak nie zrobić tam rozpierdolu, to nikt ci nic nie da.
I chyba ma rację.

Z karmieniem było lepiej dobę czy dwie -  dopóki wenflon nie zaczął małej boleć i nie mogła leżeć na lewym boku. Wtedy musieliśmy kombinować z pozycją spod pachy i innymi wersjami. Wszystko skutkowało na jedno- dwa karmienia. Z usypianiem nadal była masakra. Z napięciem wyczekiwałam wyjścia do domu. Zwłaszcza, że po czterech dniach złapałam jelitówkę (panowała na oddziale)

Po pięciu dniach nas wypisali. Na wypisie informacja o poprawie stanu zdrowia. A my w domu zauważyliśmy, że kaszel i chrypa nadal są. Cholera, to po co to wszystko było???

Na drugi dzień od wyjścia ze szpitala idziemy do lekarza, przepisuje inhalacje lecznicze, mówi, że mała niedoleczona jest. Więc kolejne pięć dni leczymy ją w domu.

Mija chrypa, mija kaszel, boże, czyżby lepiej?
Piątego dnia leczenia jak koszmar powraca katar- w nocy i z rana jeździ małej po nosie. Boże, tylko nie to.
Mała pokasłuje od kataru, ciągnie nosem, płacze gdy próbujemy wyciągać smarki (co robimy w ostateczności według zaleceń lekarza), mam już dość.

Ciągnie się to już miesiąc, jutro idziemy do kolejnego lekarza, może tym razem wyleczy ją do końca.

Sprawdza się to, co mówią: "nieważne jaka płeć, byleby zdrowe".

Opublikowano 02:28 by lipson

16 komentarzy

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Długo nie pisałam. Miało być coraz lepiej, coraz łatwiej, a jest... hmm, coraz ciekawiej. Zabierałam się do pisania Instrukcji Obsługi Niemowlaka- taki skrót informacji, o których nie wiedziałam, a których mnie dziecko nauczyło. Jednak w momencie pisania np, że dobrze najedzony maluch najedzony jest przynajmniej na dwie godziny, moja mała budziła się po godzinie. A jak pisałam, że niemowlę nie płacze bez powodu, uspokajałam płaczące dziecko trzy godziny. Mało to mobilizujące ;p

Wklejam to, co już napisałam i więcej nie próbuję pisać, bo znów wywołam jakąś katastrofę :p
- gdy Dzidziola zatankujemy do pełna, jest najedzony przynajmniej na 2 godziny (mleko mamy jest lekkostrawne i trawi się właśnie ok. 1,5 godziny), karmienie co godzinę czy pół oznacza błąd w karmieniu (np. dziecko za krótko ssie lub mama źle interpretuje płacz dziecka)
- dobre tankowanie oznacza pobudzanie do ssania (gilganie po policzku, brodzie, itede), ewentualnie karmienie na "dwie raty" (karmimy, dzidzia zasypia, odkładamy do łóżeczka, dzidzia się budzi, to karmimy jeszcze raz z tej samej piersi)
- gdy Dziecko płacze przy karmieniu może to oznaczać konieczność puszczenia bąka (lub właśnie puszczony bąk), konieczność odbicia, zatkany nosek albo np. zbyt duże ciśnienie mleka

PŁACZ
- niemowlę nigdy nie płacze bez powodu
- powody płaczu niemowlęcia bywają przewidywalne ("głodny jestem"), mniej przewidywalne ("muszę puścić bąka"), i najgorszy rodzaj płaczu, czyli "cholera wie czemu płacze" (zatkany nos, strach wywołany wielką kupą, ból brzuszka, irytacja spowodowana tym, że cycek wyskakuje z buzi gdy się odchyli za bardzo głowę)
- gdy już naprawdę nie wiemy co jest dziecku, a podstawowe powody odrzuciliśmy (pełna pielucha, za zimno, za ciepło, głód, ból) polecam metodę 5S - JEST MEGA


Są momenty gdy nie mam już siły, dzięki niebiosom K jest na tacierzyńskim i wtedy przejmuje stery. Mimo, że zaczął się już drugi miesiąc, a mówią, że pierwszy najtrudniejszy, wiele rzeczy dzieje się właśnie po raz pierwszy - pierwsze wybudzenie w nocy przez zatkany nos, pierwszy płacz wywołany wprowadzeniem nowego produktu (pieprzony brokuł), pierwsze zatrzymanie kupy (jeszcze nigdy nie tęskniłam tak za stolcem). Oczywiście jest też pierwszy świadomy uśmiech i pierwszy świadomy uśmiech pełną gębą- najwięcej tych uśmiechów dzieje się podczas zmiany pieluch, więc głównym świadkiem jest K.

Najwięcej relaksu mam,gdy mała śpi.
Kiedy będzie łatwiej?

Opublikowano 04:22 by lipson

18 komentarzy