U MAMY:
- płód zaczyna uciskać żebra i układ pokarmowy, brzuch może boleć po bokach, to efekt rozszerzania się macicy (potwierdzam, najgorzej jest przy szybkim chodzie lub szybkim wstawaniu)
- rozpierdzielu w głowie ciąg dalszy - rozkojarzenie i zmęczenie nadal na porządku dziennym (zdecydowanie tak)
- z radosnym nibyuśmiechem jest szansa na pożegnanie się ze zgagami na rzecz... zaparć (potwierdzam)
U KREWETKI:
- wygląda już właściwie jak normalne dziecko a nie coś co można znaleźć w sałatce z owoców morza
- dzidziol ma już własny rytm snu- śpi jak mamusia chodzi a budzi się, jak mamusia zasypia lub odpoczywa
- dobry moment by zacząć odtwarzać muzykę i sprawdzać czy na nią reaguje
Znacie ten rodzaj miłości, który mężczyzna obdarowuje jedynie swoją pierwszą, przepiękną, śniącą mu się po nocach i będącą powodem do pochwał przed kumplami furę? Tak, tak, mój K bardzo kocha swój samochód. Porządek w środku ma, inwestuje w niego, wszystko czyściutkie, pachniutkie, wypucowane. K bardzo kocha swoją "Gwiazdę". Na tyle, że dopiero ciąża i fakt, że nigdy nie piję alkoholu więc mogę robić za kierowcę zmusiła go do zezwolenia mi na prowadzenie Gwiazdy.
A ja w przeddzień naszego urlopu, po wizycie u Rodziców, gdzie K napił się piwka, ambitnie stwierdziłam, że zaparkuję tyłem.
Przysięgam, że te wielkie drzewo przy chodniku wyrosło tam w ciągu dwóch sekund.
- No nie widziałaś tego drzewa? - pyta w pierwszym odruchu zdenerwowany K.
- Nosz kurwa, jakbym widziała to bym chyba nie wjechała, nie? - odpyskowuje.
K wychodzi z auta, by ocenić straty a ja ledwo powstrzymuję się od płaczu. Kilkusekundowe zdenerwowanie zastępuje dół wielkości rowu mariańskiego z wielkim transparentem "nie dość, że jesteś gruba, to jeszcze parkować nie umiesz". Bagażnik otrzymał wgniecenie wielkości melona.
Drepczę ze zwieszoną głową za K do mieszkania zastanawiając się kiedy w końcu da mi reprymendę i czy od razu zacznie się pakować i się wyprowadzi.
Ale w domu nic.
Cisza.
I cisza.
Nie wytrzymuję tego. Nadal walcząc ze łzami idę jako te mięso armatnie na pierwszy strzał:
- Bardzo się gniewasz?
On patrzy na mnie, widzi moją minę zbitego psa oraz łzy w oczach i ze szczerym zdziwieniem mówi:
- No coś ty, nic się nie stało przecież. Ja ci już kiedyś mówiłem, jak rozwalimy to auto to przynajmniej się nowe kupi.
Łoooooo... i jak go tu nie kochać? :)
a poza tym, jak już maleństwo się wykluje to na tylnym siedzeniu nie będzie już tak pięknie ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w ciągu roku jednak zmienimy aktualny samochód na większy... K juz zaczyna się rozglądać za jakimś suvem :)
UsuńI to jest dobre podejście!! Ja też ciągle coś psuję, a mój jest przywiązany do swoich gadżetów chyba bardziej niż do mnie :P
OdpowiedzUsuńA słyszałam, że im dalej w las tym więcej rzeczy z rąk wypada, więc dobrze, że mamy wyrozumiałych facetów :P
UsuńHehe wjechałam w bramę, która była otwarta. Zawsze była zamknięta no i jakoś nie odnotowałam tego faktu. Sytuacja nr 2. OZ racing kontra wyrwa z ulicy, wczoraj. Miłość do felg wygrała
OdpowiedzUsuńBycie kobietą w ciąży to same wyzwania :D
UsuńZe świecą takiego szukać!
OdpowiedzUsuńJa natomiast jeśli chodzi o prowadzenie auta to nie zauważyłam żadnej różnicy, może dlatego że jeżdżę i jeździłam dużo przed ciążą.
Mi też się dobrze prowadzi, to wina drzewa!
UsuńOj, mi się "udało" lekko przytrzeć z tył swój samochód jak cofałam na parkingu :) Tak poza tym, to samochód będę prowadzić chyba do samego rozwiązania :D choć teraz ograniczam się do minimum.
OdpowiedzUsuńZ pasami najgorzej- niby szarpięcie i zduszenie może zaszkodzić dziecku, ale bez pasów to tez niebezpiecznie...
UsuńBardzo dobra odpowiedź... Ja wczoraj strąciłam brzuchem szklanke z sokiem wprost na ukochanego laptopa mojego męża ( Bez tego laptopa ciężko mu pracować, wszystkie materiały itd ) Przepłakałam pół dnia a on jak wrócił do domu powiedział tylko że bynajmniej kupi nowy... kochany :)
OdpowiedzUsuń