Bałam się cyców moich, oj bałam. Nasłuchałam się o problemach z laktacją przed porodem, więc leżąc z łbem przygwożdżonym do szpitalnego łóżka, czekając na kolejne znieczulenie, po trzeciej nad ranem martwiłam się nie o szwy, nie o wagę, nie o przewijanie tylko właśnie o mleko.

Cóż, okazało się, że nie bez powodu.

Spotkało mnie piękne kombo cycowych problemów laktacyjnych: brak pokarmu, ból sutków, problemy z dostawianiem,  nawał pokarmu, ulewanie, czkawka, kolka i problemy z trawieniem.

Brak pokarmu

Znałam opinię, że po cesarce pokarm pojawia się z opóźnieniem i że najlepszym na to lekarstwem jest jak najczęstsze dostawianie. Zaczęłam więc krótko po pierwszym powstaniu z dwunastogodzinnego łóżka, jak tylko usunięto mi cewnik. Położne dziwiły się, że taka dzielna jestem, że się rwę do przystawiania.
Śniadanie poszło nam pięknie, obiad również. Problem zaczął się przy kolacji- 50minut na cycu i płacz. Ja spocona z nerwów i temperatury szpitalnej, zestresowana, przestraszona i zdezorientowana, w końcu wezwałam położną, która małą wzięła i dokarmiła butelką. Odebrałam to jako osobistą porażkę, ale nie poddawałam się. Przystawiałam i dokarmiałam, czekając na pokarm.
Wychodząc na trzecią dobę ze szpitala pokarmu nadal nie było. A przecież na trzecią powinien się pojawić!
Jak tylko zlądowałam w domu i uśpiłam Małą, wlazłam do neta i wygooglowałam "po jakim czasie po cesarce pojawił się pokarm". 
Zeznania mausiek były różne, najbardziej  jednak rozwaliły mnie opinie typu "nie wiem o co wam chodzi, po cesarce pokarm pojawia się od razu, tak jak po naturalnym porodzie, dla organizmu poród to poród". 
Jak CHU! - myślałam.
Przystawiałam, dokarmiałam, przystawiałam, dokarmiałam, płakałam, przystawiałam... 

Ból sutków

Jezus Maria! Ból to mało powiedziane. Trudno obiektywnie oceniać wrażliwość człowieka czy różnych części jego ciała na ból, ale moje suty to chyba są super-wrażliwe. Pierwszy tydzień przy każdym przystawieniu kurwowałam i syczałam, w drugim tygodniu  wiłam nogami i zaciskałam usta. 
Wyczytane sposoby na bolące sutki: maść Bepanthen, smarowanie własnym mlekiem, dużo wietrzenia.
Sprawdzony przeze mnie sposób: czas (niestety suty muszą się przyzwyczaić do nowego ssaka)

Problemy z dostawianiem

W szpitalu było fajnie, bo gdy nie wiedziałam jak przystawić, pojawiała się położna (mniej lub bardziej miła), w jedną rękę brała suta z otoczką, w drugą główkę dziecka, BAM! (tu pojawiał się ruch jak przy uderzaniu o siebie talerzy) i dziecko przystawione.
W domu już tak fajnie nie było, próbowałam wcisnąć dziecku suta, próbowałam ogarniać jego główkę, bo wszędzie napisane "przystawiać dziecko do piersi a nie pierś do dziecka". Nie udawało się. Dziecko zirytowane płakało, ja płakałam z bezsilności. Czułam, że z mojej winy dziecko cierpi.
W pewnym momencie jednak, po zaskakująco udanym przystawieniu (dnia któregoś z rzędu) zauważyłam, że Mój Ssak przystawił się sam. Sprawdziłam przy kolejnym przystawieniu - faktycznie! Trzymałam na odpowiednim poziomie suta, a Ssak sam się "narzucał" na niego. Widocznie ma to po tatusiu - woli po swojemu.
Wniosek: relaks, take it easy, bo nie zawsze jest zgodnie z teorią.

Nawał pokarmu

Doby piątej, gdy pokarmu nadal nie było, sięgnęłam po laktator, by bardziej pobudzić laktację. Urządzenie straszne, według mnie. Odciągałam, dawałam Małej, przystawiałam ją i dokarmiałam Bebilonem.
Jakież było moje przerażenie gdy przy kolejnym karmieniu moje sutki się schowały!!!
Mała nie mogła złapać, ja nie mogłam ich "wyciągnąć", pieprzony laktator! Dzwoniłam do jednej kumpeli, do drugiej, żadna nie wiedziała co mogło się stać. 
Płakałam- nie dość, że pokarmu brak, to nawet przystawić Małej nie mogłam. Wzięłam ciepły prysznic (nie pomógł), poszłam spać. W nocy obudziłam się z cycami jak z pornola- napompowanymi na maxa! 
Aaaaa! To ten słynny nawał pokarmu ukrył się pod schowanymi sutkami. Odetchnęłam, bo wiedziałam jak sobie radzić: ciepły prysznic dla cycusia przed karmieniem, zimna kapusta dla cycusia po karmieniu i pomoc laktatora w wyciągnięciu sutka. Udało się. Zaczęło lecieć...

Ulewanie

...lecieć aż za bardzo. Mała się krztusiła, ulewała podczas karmienia i po karmieniu. Ba! Ulewałam podczas karmienia nosem nawet! I co teraz? Google. (Jak sobie ludzie radzili bez Internetu?) Poczytałam, poczytałam i już wiedziałam.
Rada: głowa dzidzi na lekkim podwyższeniu, a cyc jak najniżej, by pokarm leciał chociaż trochę pod górkę a przynajmniej poziomo. Ja upodobałam sobie pozycję leżącą.
Pomogło. Nie wyeliminowało ulewania w 100%, bo Gabrycha jest mega łapczywa, ale widocznie zmniejszyło problem.

Czkawka

Nie zawsze się Małej odbekuje. Łazimy, głaszczemy po plerkach, czekamy czekamy. I gdy w końcu pojawia się bek, jakież jest nasze zirytowanie, gdy najczęściej po nim zaczyna się czkawka. Irytująca zarówno mnie, jak i - niestety - Dziecię me. Najgorzej gdy jesteśmy w fazie usypiania...
Powody czkawki: połknięte powietrze lub niska temperatura; ze względu na łapczywość Gabrysi, u nas jest to powód numer jeden.
Sposób na czkawkę: sama przyszła, sama pójdzie. I to jest najbardziej wkurzające. (może Wy macie jakieś własne sposoby na gópią czkawkę?)

Kolka

A jednak nie. Najbardziej wkurzająca jest słynna kolka. Okropny, długotrwały płacz dziecka, na który sposobów wiele, jednak idealnego brak. 
U Gabrysi kolkę rozpoznała moja koleżanka- ja sądziłam, że płacz musi trwać 3 godziny, żeby móc nazwać to kolką (gdzieś wyczytałam). Okazało się, że nie.
Próbowaliśmy masażu brzuszka, przyciągania nóżek do brzucha, suszarki, ciepłego okładu, butelki z ciepłą wodą, noszenia w różnorakich pozycjach. Wszystko pomagało na chwilę. Aż do następnego "skurczu".
Koleżanka powiedziała, że jej pediatra twierdzi, że dwutygodniowe dziecko nie może mieć kolki. Że to za wcześnie. Jej synek (2,5tygodnia) miał kolki, dostał skierowanie na mocz i trafił do szpitala, bo bakteria.
Przestraszyłam się i zadzwoniłam do mojej środowiskowej- może Moja Córa tez powinna dostać skierowanie na mocz? Położna uspokoiła i zadała kilka pytań:
- Je panie orzechy?
- Nie
- Dobrze. Je pani czekoladę?
- Nie.
- Dobrze. Pije pani herbatkę laktacyjną, z koprem?
- Tak.
- Dobrze. Nabiał pani je?
- Tak.
- Odstawić.
Odstawiłam. Po 3 dniach zapomniałam o kolkach. Tfu tfu, oby nie wróciły.



W laktacyjnym temacie zostając, wypróbowałam dwa typy wkładek laktacyjnych: MAM i Babydream.
Wygląd:
MAM są widocznie cieńsze i delikatniejsze, jednak gdy wkładałam w jedną miskę stanika MAM, a w drugą Babydream - nie czułam różnicy.
Efekt
Co do chłonności, trudno dokładnie powiedzieć, bo cycusie w równym tempie nie ciekną, wydaje się jednak, że MAMy są troszkę bardziej chłonne, nie "wypuszczają" tak łatwo cieczy z powrotem.
Cena
MAM: 25zł, Babydream: 5zł.



A jakie wy macie/ miałyście  przygody z laktacją?