Ok, ok, wiedziałam, że podczas porodu nie "zrzucę" wszystkiego, co przytyłam w ciąży, ale nie spodziewałam się TEGO.

Gdy pierwszy raz wstałam z łóżka po cesarce ("dżizas, boli, boli, boli, boli") i poszłam z pomocą położnej do łazienki obmyć się pod prysznicem, nie zwróciłam uwagi na TO.

Dopiero za drugim czy trzecim marszem do łazienki, gdzieś z otchłani bólu pooperacyjnego, rwania sutków i ciągnięcia szwów skierowałam moje niewyspane oczy w lustro i właśnie TO zobaczyłam.

Ja w dupę pierdzielę. 

I to nie tak, że nie jestem przyzwyczajona do posiadania brzuszka- zawsze miałam z nim problem. Ale nigdy, przenigdy nie był on w formie ZASŁONY! "Wdech, wydech, wdech, wydech, to opuchlizna jest - myślałam sobie - przyjrzysz się temu dziwnemu tworowi w domu, na spokojnie".

Parę dni minęło i ON nadal tam jest - pokryty mięsno-różowymi pręgami (które przy ciąży w sumie nie wyglądały tak źle jak teraz), zaczynający się na jednym boku, a kończący na drugim, wiszący prawie do kolan - WAŁ. Wyglądam jakbym ważyła 100kg i schudła 10kg bez ćwiczeń i - o zgrozo! - prawie właśnie tak było.


- Ty wiesz, że teraz, świeżo po porodzie jesteś mega płodna - zagadała do mnie ostatnio koleżanka - musicie uważać, jeśli nie chcesz znów być w ciąży.
- Powaliło cię?! - pytam szczerze - ja się przed K już nigdy w życiu nie rozbiorę do naga! Jeśli będziemy się kochać, to tylko przy zgaszonym świetle.
- Przesadzasz - wtrąca się K.
- Tak sądzisz? - odpowiadam pytaniem - A pamiętasz nasz ostatni sex?
- No....
- To pielęgnuj te wspomnienie, tylko ono ci zostało.

Uważam się za kobietę pewną siebie, ale żarty żartami - od porodu K mnie nagiej nie widział. A jego Mały Żołnierzyk chciałby już iść na misję. Dzięki bogu, póki co zasłaniam się 6tygodniowym poporodowym zakazem sexu, ale co będzie gdy to minie?

Dziewczyny, czy ten wał się chociaż trochę wchłania? (spytała naiwnie)
Jak się go pozbyć, skoro dietować nie można, bo cyca się daje, a na ćwiczenia i czasu i siły brak?