U MAMY:

- naprawdę trudno znaleźć wygodną pozycję do spania, poradniki odradzają spanie na plecach lub prawym boku (ta, bo jak zmieniam pozycje trylion razy bo nie mogę zasnąć, to zapamiętam tę w której faktycznie zasypiam)
- zmęczenie nie ustępuje, inne ciekawe dolegliwości ciążowe również, w tym pocenie się jak grubas w saunie

U KREWETKI:

- dzidziol nabiera krąglejszych kształtów, waga około 1,15kg
- ustala się rytm oddychania, jest bardziej regularny


Zaczynam jęczeć przy zmianie pozycji w łóżku. I  - o zgrozo - nie chodzi bynajmniej o pozycję seksualną. A jak chcę wstać z wyra, muszę się podpierać rękoma a czasem nawet rozbujać się i wybić z wersalki jak wielki ciężarny Małysz. Gabrych regularnie kopie, wierci się i wybrzusza mój baniak, co mnie uspokaja (bo znak, że dzidzia żyje i jest silna) ale nadal jak na to patrzę- to czuję lekkie przerażenie. Jezusie, to coś jest WE MNIE, w środku! 


Weekend z siostrą K przebiegł męcząco, ale zadowalająco. W niedzielę na herbatkę wpadła również kuzynka K z mężem i ich półroczną córką, zasypała mnie górą ciuszków dla mego berbecia i mega uroczymi opowiastkami z porodu oraz tego co po porodzie:
- Wiesz, jak ja byłam w ciąży to tylko dwie osoby były szczere. I ja też zamierzam być szczera. Poród boli jak cholera! Lewatywa, te głupie sukienki, przebijanie pęcherza, pielęgniarka krzycząca "o boże, ona już rodzi!". I te skurcze! Ja to już miałam dość wszystkiego, ogromny ból, mama była przy mnie bo szczerze to  po co facet przy czymś takim- ma się gapić jak się męczę i jak to wszystko wyłazi mi przez krocze? Jak urodziła się mała i położyli mi ją na klatce to powiedziałam im "dobra, dobra, możecie zabierać, ja muszę odpocząć". Żadnego drugiego dziecka! Nie będę przez to drugi raz przechodzić.

Byłam zniesmaczona.

Po pierwsze- wiem, że będzie bolało jak cholera, że będzie trwało długo, że niektóre rodzące czują jakby umierały, że być może stracę siły, ale- do cholery! - to nie oznacza, że mam się nastawiać na to jak na masakrę nie do przeżycia, że mam się bać i z przerażeniem odliczać dni do tego Najgorszego Dnia Ever. 
Po drugie- chcę, żeby K był przy mnie, żeby oddychał razem ze mną, żeby trzymał mnie za rękę, mówił, że jestem dzielna i że jest ze mnie dumny i że jeszcze chwila i będzie po wszystkim. Chcę, żeby widział jak się męczę, żeby docenił to, żeby dopilnował wszystkiego jakbym odleciała. Mam w dupie, że będę spocona i brzydka. I jeśli K zdecyduje, że nie chce być przy porodzie, to chcę, żeby to była jego decyzja a nie efekt słuchania ludzi, którzy uważają, że facet "nie ma co oglądać" przy porodzie. 
Po trzecie- rozumiem "baby blues", zmęczenie, szok, ból i to, że człowiek po porodzie jest na tyle wypompowany, że nie ma siły zachwycać się nowo urodzonym bobasem, ale opowiadanie o tym w sposób "dobra, zabierajcie to dziecko, ja muszę odpocząć" mnie- kobiecie w ciąży, kobiecie z PCO, kobiecie starającej się wiele miesięcy o potomstwo... to chyba trochę nie na miejscu.

Tak więc weekend mnie wypompował fizycznie i psychicznie, do tego w poniedziałek słońce dało dupy i zwiało gdzieś do ciepłych krajów, do tej pory nie wróciło. Jest szaro, brzydko, a ja jestem zmęczona. Skąd wziąć energię w ciąży...?

Ps: dla Dziewczyn, które prosiły o fotki węży: mam ich 7, do tego jaszczurkę, pająka oraz patyczaki i na jednym zdjęciu nie da rady ich wszystkich zmieścić. Więc wrzucam Kiciusia - tak na dobry początek :)