Przypadkowy bohater bloga zyciewpakiecie.blogspot.com, czyli ojciec mojego dziecka, ma w robocie tak zwany zaperdziel. Praca w sobotę, praca w niedzielę i - niestety - niemożność wzięcia wolnego w tygodniu. Niedobrze, bo nadeszły zajęcia w Szkole Rodzenia obejmujące spacer po szpitalu, w którym moja pochwa już za 60 dni stanie się Jednokierunkowym Magicznym Portalem. Chciałam mieć wsparcie. Idę sama.
Przychodzę więc do pani Wiolety, podpisuję listę obecności i słucham instrukcji ("spacerkiem do szpitala, kupić w aptece ochronki na buty oraz fartuszek i czekać"). Zanim ruszam w drogę, wywalam pani Wiolecie na biurko lewego cycka. Wizyta u Gina dopiero za parę tygodni a mi na sucie coś jakby pryszczyk biały się pojawił. Pokazywałam jakiś czas temu Mamie, ale ona - co było do przewidzenia - stwierdziła, że jak coś wygląda jak pryszcz, to jest pryszczem, więc trzeba nakłuć i wydusić.
A ja sobie suta kłuć nie będę.
- Mhm, wygląda jak przerost gruczołu mlecznego - mówi pani Wioleta - proszę pokazać drugą pierś... Mhm. A boli? Nie? To nie panikować, obserwować, póki nie boli i nic się nie sączy to nie problem.
Przerost gruczołu mlecznego, a Matka kazała nakłuwać. Brrr...
Od razu dzwonię do Matki, żeby powiedzieć, że nie miała racji (rzadko kiedy nie ma racji, więc jak się nadarza okazja to trzeba to wykorzystać) człapiąc do Szpitala. W Szpitalu czeka już kółko różańcowe Ciężarówek. Po kilkunastu minutach dołącza przewodniczka Wioleta i startujemy.
Izba Przyjęć Ginekologicznych
Mądrze to pomyśleli. Jesteś spanikowana, bo skurcze uderzają jak młody, bo wody lecą po kolanach, nie wiesz co się dzieje, boisz się, nakręcasz....a tutaj- masz do przejścia jeszcze pińcet metrów korytarzy i schody w dół aż dojdziesz do Izby Przyjęć Porodowych, gdzie jest miliard rzeczy do załatwienia. Zbierają wywiad, ubierają w koszulkę, ewentualnie serwują wlewkę do dolnego odcinka jelita grubego (nie mylić z lewatywą) i albo na wózku albo windą serwują ciężarną na blok operacyjny.
Blok Operacyjny
Niby porodu się nie boję, ale jak przechodziliśmy przez drzwi z napisem "blok operacyjny", to cały komfort psychiczny ścisnął mi się w yyy dolnym odcinku jelita grubego. Pierwsze pięć sekund przeszłam na wdechu, czekając na krzyki rodzących, strumienie krwi i sinawej mazi oraz piski noworodków. A tu cisza. Jedna rodząca z nietęga miną szybciutko schowała się do swojej sali, bez płaczów i jęków. Pełna kulturka.
Wioleta pokazuje nam standardową salę do rodzenia- zielone łózko skierowane stopami do ściany (a nie do drzwi, bardzo sprytnie), dużo szafeczek wokoło z różnym sprzętem, a w drugiej części pokoju kącik dla świeżo wyklutego Członka Społeczeństwa. Przestronnie, niezbyt przerażająco, a dzięki pani Wiolecie, która mówi "siniaczki", "maleństwo", "brzuszek", "żylaczki" - nawet zachęcająco.
Oddział położniczy
Po dwóch godzinach od porodu, świeża mama trafia do jedno lub dwuosobowego pokoju, z łazienką dzieloną między dwoma salami, gdzie przywożą jej Dzieciola. Dzieciole żyją w szpitalu w takich plastikowych prostokątnych pojemniczkach, są kąpane w prostokątnym zlewie raz dziennie, aż się dziwię, po co w domu tyle wygód dla Niemowlaka? Jedna miska, jeden zlew i po kłopocie.
Wycieczka udana, zahaczamy oczywiście na bloku operacyjnym o salę z wanną do porodów. Widać konsternację na twarzach Ciężarówek. Pytamy Wioletę, czy rodzenie w wannie jest lepsze od normalnego. Ale ona jakoś nie przedstawia jasnej opinii, tylko mówi, że w tym szpitalu tylko kilkanaście porodów w wodzie się odbyło. Wanna zazwyczaj służy w pierwszym etapie porodu, dla relaksu. Zmieszane wychodzimy, żadna z nas nie zna nikogo kto rodził w wannie, więc cholera wie co o tym myśleć...
A wy co myślicie?
Przychodzę więc do pani Wiolety, podpisuję listę obecności i słucham instrukcji ("spacerkiem do szpitala, kupić w aptece ochronki na buty oraz fartuszek i czekać"). Zanim ruszam w drogę, wywalam pani Wiolecie na biurko lewego cycka. Wizyta u Gina dopiero za parę tygodni a mi na sucie coś jakby pryszczyk biały się pojawił. Pokazywałam jakiś czas temu Mamie, ale ona - co było do przewidzenia - stwierdziła, że jak coś wygląda jak pryszcz, to jest pryszczem, więc trzeba nakłuć i wydusić.
A ja sobie suta kłuć nie będę.
- Mhm, wygląda jak przerost gruczołu mlecznego - mówi pani Wioleta - proszę pokazać drugą pierś... Mhm. A boli? Nie? To nie panikować, obserwować, póki nie boli i nic się nie sączy to nie problem.
Przerost gruczołu mlecznego, a Matka kazała nakłuwać. Brrr...
Od razu dzwonię do Matki, żeby powiedzieć, że nie miała racji (rzadko kiedy nie ma racji, więc jak się nadarza okazja to trzeba to wykorzystać) człapiąc do Szpitala. W Szpitalu czeka już kółko różańcowe Ciężarówek. Po kilkunastu minutach dołącza przewodniczka Wioleta i startujemy.
Izba Przyjęć Ginekologicznych
Mądrze to pomyśleli. Jesteś spanikowana, bo skurcze uderzają jak młody, bo wody lecą po kolanach, nie wiesz co się dzieje, boisz się, nakręcasz....a tutaj- masz do przejścia jeszcze pińcet metrów korytarzy i schody w dół aż dojdziesz do Izby Przyjęć Porodowych, gdzie jest miliard rzeczy do załatwienia. Zbierają wywiad, ubierają w koszulkę, ewentualnie serwują wlewkę do dolnego odcinka jelita grubego (nie mylić z lewatywą) i albo na wózku albo windą serwują ciężarną na blok operacyjny.
Blok Operacyjny
Niby porodu się nie boję, ale jak przechodziliśmy przez drzwi z napisem "blok operacyjny", to cały komfort psychiczny ścisnął mi się w yyy dolnym odcinku jelita grubego. Pierwsze pięć sekund przeszłam na wdechu, czekając na krzyki rodzących, strumienie krwi i sinawej mazi oraz piski noworodków. A tu cisza. Jedna rodząca z nietęga miną szybciutko schowała się do swojej sali, bez płaczów i jęków. Pełna kulturka.
Wioleta pokazuje nam standardową salę do rodzenia- zielone łózko skierowane stopami do ściany (a nie do drzwi, bardzo sprytnie), dużo szafeczek wokoło z różnym sprzętem, a w drugiej części pokoju kącik dla świeżo wyklutego Członka Społeczeństwa. Przestronnie, niezbyt przerażająco, a dzięki pani Wiolecie, która mówi "siniaczki", "maleństwo", "brzuszek", "żylaczki" - nawet zachęcająco.
Oddział położniczy
Po dwóch godzinach od porodu, świeża mama trafia do jedno lub dwuosobowego pokoju, z łazienką dzieloną między dwoma salami, gdzie przywożą jej Dzieciola. Dzieciole żyją w szpitalu w takich plastikowych prostokątnych pojemniczkach, są kąpane w prostokątnym zlewie raz dziennie, aż się dziwię, po co w domu tyle wygód dla Niemowlaka? Jedna miska, jeden zlew i po kłopocie.
Wycieczka udana, zahaczamy oczywiście na bloku operacyjnym o salę z wanną do porodów. Widać konsternację na twarzach Ciężarówek. Pytamy Wioletę, czy rodzenie w wannie jest lepsze od normalnego. Ale ona jakoś nie przedstawia jasnej opinii, tylko mówi, że w tym szpitalu tylko kilkanaście porodów w wodzie się odbyło. Wanna zazwyczaj służy w pierwszym etapie porodu, dla relaksu. Zmieszane wychodzimy, żadna z nas nie zna nikogo kto rodził w wannie, więc cholera wie co o tym myśleć...
A wy co myślicie?
Oglądałam wiele pozytywnych filmów odnośnie porodów w wodzie, ale sama nikogo nie znam i w moim szpitalu były tylko prysznice. Jakby była wanna, w szpitalu, gdzie pod ręką zawsze jest wykwalifikowany personel to kto wie czy nie bralabym pod uwagę.
OdpowiedzUsuńMhm, no własnie ja też nikogo nie znam. To by bardzo pomogło...
UsuńJa jakoś nie "czuję" porodu w wannie, nie rozważałam nawet przez chwilę, ale kto co lubi :) Dobrze, że cycka wywaliłaś i nic nie nakłuwałaś! Mam nadzieję, że nic się nie rozwinie z tego pryszcza :)
OdpowiedzUsuńBęde u Gina, to jeszcze i jemu wywale. Tak na wszelki wypadek :D
UsuńHhmm... szczerze to przeszło mi przez myśl rodzenie w wodzie, ale niestety w tym szpitalu, do którego mam zamiar dojechać w trakcie akcji nie ma takiej możliwości. Problem sam się rozwiązał.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jak ogląda się programy o rodzeniu to nie ma kobiety, która by narzekała na poród w wodzie- coś w tym musi być.
No własnie- wszyscy chwalą, to czemu nie wszyscy rodzą w wodzie... Albo nie ma wanien, albo nie ma wyszkolonego personelu... dziwne
UsuńW moim szpitalu od dawna jest wanna do porodów. I co? I nikt w niej nie rodzi, bo... przy takim porodzie musi być specjalnie wykwalifikowana położna. Prawdopodobnie trzeba sobie ją załtwić na własną rękę. W takim razie - po co ta wanna tam stoi?
OdpowiedzUsuńw szpitalu, w którym miałam cc, tez była wanna, z której nikt nie korzystał z tego samego powodu ;)
UsuńJa bym nie chciała rodzić w wodzie... i potem siedzieć w tej wodzie z krwią i czekać aż ktoś wyłowi dziecko xD wolę jakoś "na sucho"
OdpowiedzUsuńBuahhaha :D No ok, coś w tym jest :D
UsuńKochana i tak będzie gnój, a z wanną to pikiuś
OdpowiedzUsuńYduu, ty zawsze mi humor poprawisz ;p
UsuńNie znam nikogo kto rodził w wannie, widziałam to tylko w TV, nawet rodzą w domu w basenach pompowanych, skoro Twój bohater ma zapierdziel to i ode mnie masz nominację za ciekawy blog :)
OdpowiedzUsuńhttp://zimowamama.blogspot.com/2013/09/liebster-blog.html
Kiedyś oglądałam wywiad z jakimś wielkim profesorem, który mówił o porodach w wannie. Nie powiem Ci co, jak i dlaczego, bo nie pamiętam dokładnie. ;D Wiem jedno, był on przeciwnikiem tego i wymieniał różne powody. Jedyny powód jaki pamiętam to ten, że przez rodzenie w wodzie opóźnia się pierwszy oddech i takie tam . W każdym razie po obejrzeniu tego doszłam do wniosku, że nie chcę rodzić w wodzie. :D
OdpowiedzUsuńJa chyba z braku wiedzy i bez znajomości osób, które rodziły w wodzie, też sobie odpuszczę...
Usuńmy site tutaj zobacz to materia która mnie niepokoi
OdpowiedzUsuńkliknij trochę ode mnie
OdpowiedzUsuńmy site https://io17.pl/1036 to sprawa jaka mnie nurtuje
OdpowiedzUsuńtutaj ociupinę ode mnie
OdpowiedzUsuńsprawdź to idea które mnie trapi
OdpowiedzUsuńhttps://io17.pl/1116 ociupinę ode mnie
OdpowiedzUsuńZOBACZ OCIUPINĘ ODE MNIE
OdpowiedzUsuńurl super strona na temat my site
OdpowiedzUsuńsprawdź własna strona www proszę sprawdzić
OdpowiedzUsuńsprawdź i wejdź coś ode mnie
OdpowiedzUsuń