K pracuje od 7 do 15, ale czasem zdarza mu się druga zmiana. Aktualnie takową ma. Szkoda, bo wieczorami Dzidziol najfajniej kopie. Tzn. wieczorami Dzidziol najfajniej kopał. Od wczoraj zmieniło się to lekko.

Leżę wieczorkiem z kalendarzem mym i myślę, jak tu poprzerabiać niektóre rzeczy, w radiu wybija 22 i się zaczyna kopanie. ALE JAKIE! Do tej pory krewetkowe kopanie przechodziło przez kilka faz: subtelne (leciuteńkie kręcenie się po brzuchu, jakbym za dużo na kolację zjadła), urocze (gdy po wielominutowym wyczekiwaniu widziałam lekkie drganie brzucha) i wyczuwalne (gdy już nawet K ręką "coś tam" czuł). Wczorajsze kopanie nie było ani subtelne, ani urocze, ani ledwo wyczuwalne, BYŁO PRZERAŻAJĄCE! Brzuch skakał, falował, wibrował, tu coś zadrżało, tam się wygięło, bum bum pam! Mamusiu Moja! Mam obcego w brzuchu! Wielki obcy homo sapiens rozwala się po wnętrzu i chciałby wyjść! Pomocy!

Trwa to kilkanaście minut, akurat K wchodzi do mieszkania.
- O, kafelkarz skończył - zauważa - można wchodzić do kuchni?
- No delikatnie można.
- Świetnie, od trzech dni nie piłem swojego piwa.
Tutaj wypadałoby nadmienić, że K warzy swoje własne piwo, z sukcesami trzeba przyznać. Piwo natomiast stoi w gospodarczym, do którego dostać się można jedynie od kuchni.
- No to bierz piwo i chodź tu do mnie oglądać.
- A co się dzieje? - pyta już z kuchni.
- Krewetka masakrycznie kopie! Jeszcze nigdy tak ostro nie waliła!
K staje w drzwiach sypialni z otwartą butelką w jednej ręce i kuflem w drugiej. Pokazuję mu na brzuch i sama zaczynam znów obserwować przerażając fale na wielkim brzucholu.
- O kurczę. Łał! No super! - dochodzą mnie zachwyty K, uśmiecham się nadal patrząc na brzuch dumna z emocji krewetkowego taty - Wygląda świetnie! A jak się pieni! Jak gazuje!
Oczy wychodzą mi z orbit gdy odwracam wzrok od brzucha i patrzę na mojego lubego, który z miłością kończy przelewanie piwa do kufla, bierze łyka, robi minę "niebo w gębie" i spoglądając z ciekawością na mnie pyta:
- To jak tam dzidzia?
No a dzidzia to akurat występ skończyła. 



Krewetka jest wielka. W podręczniku ciążowym mówią, że od główki do pupy ma 24 centymetry (a do tego jeszcze nogi dochodzą)! Nie dziwota, że takie kopniaki mi sprzedaje, skoro jest taka ogromna! Patrzę właśnie na ostatnie USG i oprócz dwóch zdjęć z profilu (dość ludzkiego profilu w porównaniu do zdjęć z początku ciąży) i zdjęcia Syndromu Hamburgera jest trochę cyferek, które ambitnie postanowiłam rozszyfrować. Najpierw jednak foto słynnego hamburgera razem z pokazaniem niedowiarkom, że coś z tego hamburgera w kobiecych narządach faktycznie jest ;)


Dane na USG:
BPD 61,59      = szerokość główki od ciemienia do ciemienia (norma 63-75)
HC 241,21      = obwód główki (norma 227-264)
AC 228,29      = obwód brzucha płodu
FL 49,79         = długość kości udowej (norma 44-53)
AUA 26w2d   = wiek ciąży (wg ustaleń Gina to 26w3d więc mała róznica)
EFW 864,29g = szacunkowa masa płodu (norma ok. 900g)

Czyli aktualnie mam wysokie szczupłe dziecko z wąską głową. Czyli zdecydowanie po tatusiu. Oby charakter i wyczucie odziedziczyło po mamusi...