Na początku, chciałabym złożyć wyrazy współczucia na brzuchy wszystkich ciężarnych drugiego i trzeciego trymestru w TYCH DNIACH. Trzydzieści kilka stopni na dworze to jakby Bóg mówił: "Przybranie wagi, rozstępy, wymioty, hormony, bolesny poród - to za mało! Daję wam, kobiety ciężarne, upały!!!

Byliśmy z K na weekend na wsi, u jego rodziny. Co oznacza, że ładnie trzeba wyglądać, siedzieć z rodziną przy stole bez oparcia, uśmiechać się mimo, że pocę się na twarzy, w zgięciach kolan i w kroczu. Ale dałam radę jakoś, zwłaszcza, że miałam wsparcie w K, który zaczął gadać do brzucha, macać brzuch i uwaga! nawet załatwił stetoskop, żeby posłuchać co się dzieje w moim brzuchu.


A więc słuchaliśmy i cóż- brzmiało to, jakbyśmy włożyli głowy do akwarium. Szmery, szumy, bąbelki i takie echa, jak przy przepływaniu obok czegoś, genialne! 

Dzidziol kopie ambitnie, K już czuje wyraźnie, wczuwa się chyba w końcu w rolę tatusia bo pyta, kiedy będziemy skręcać w końcu łóżeczko.

A, teściowa znalazła w Przyjaciółce odpowiedź na pytanie jednej z czytelniczek o to, czego nie można jeść w ciązy - nie zaskoczyła mnie niczym, prócz sera fety. Nigdzie wcześniej nie czytałam, ażeby ser feta był niekorzystny, a jest niby taki ze względu na użycia sera mleka niepasteryzowanego. Wiecie coś na ten temat?