Sprzątanie to taka ciekawa sprawa. Syf rzuca się w oczy jak nagi trzyręki grubas w Empiku, ale jak sprzątasz osiemdziesiąt godzin z rzędu, do krwi, łez i potu a potem dumna wyczekujesz na reakcję samca... to powodzenia. Najpewniej nie zauważy. Faceci tak mają, według mnie nie jest to złośliwość, po prostu brak odpowiedniego chromosomu w kodzie DNA.

Chyba więc nie muszę dodawać, że jak K wrócił z poniewierki w plenerze, musiałam mu powymieniać alfabetycznie i chronologicznie wszystkie rzeczy posprzątane w weekend, bo nic nie zauważył. Brawa musiałam puścić sobie z mp3 w komputerze, tak na pocieszenie.



Podczas niedzielnego obiadu u Teściów, rozmowa dotyka produkowanego przeze mnie Człowieka, dalej zwanego Dzieckiem. Teściowa przynosi z drugiego pokoju książkę "Małe dziecko Rozwój, pielęgnowanie, wychowanie i żywienie", rocznik 1980, zwaną dalej Książką. 

- Wiesz, używałam ją sama - zaczyna, przeglądając Książkę - Tu dużo wyczytasz, jak karmić, jak kąpać... o, zobacz, instrukcja jak robić rożek, widzisz? O, tu jak karmić. Jak robić papki i kisielki, ale to trzeba dawać po jednej łyżeczce na początek, nie więcej. Codziennie jedna łyżeczkę. A jak się kąpie, to na początek tylko stópki trzeba zamoczyć, bo dziecko się boi, same stópki, a potem powoli reszta... - i kontynuuje dalej...

Słucham grzecznie, czując połączenie rozbawienia i rozdrażnienia. "Obca baba, co niemowlęcia od 30 lat nie widziała będzie mi tu o rożkach mówić"- myślę. Dziwne... Czemu tak pomyślałam? Przecież chce dobrze, radzi mi, nic nie narzucając, a mimo to, jakoś mi to się nie podoba. Hormony? Logika mówi: "słuchaj rad doświadczonych", a Dziecko w środku podpowiada: "a co, ty nie będziesz sama umiała się mną zająć, nie poradzisz sobie?, może ona zakłada, że będziesz złą matką?" 

Głupio i dziecinnie, odebrawszy od niej książkę, szukam dowodów na to, że wiem dużo, że czytam dużo, że jestem mądra, że sobie poradzę.
- O, tu piszą, żeby zastępować mleko matki mlekiem krowim. No teraz, to już nie przejdzie - mówię rzeczowo - za dużo chemii, tego zamieniania się już nie stosuje. Wacików też już nie potrzeba, są nasączone chusteczki. Patyczki do uszu też już inaczej wyglądają. A te łóżeczko to jak z więzienia dla niemowląt. Ojej, a tu? - zwracam uwagę na zdjęcie pani trzymającej w dłoni swoją pierś nad butelką z lejkiem.
- No, tak trzeba robić, jak dziecko nie pije, nie ciągnie, bo inaczej pokarm...
- Tak, tak, ja wiem - przerywam delikatnie - trzeba opróżniać piersi, ale teraz są laktatory, takie urządzenia specjalne, kobieta już nie musi się doić.
- A, no widzisz.

Trzeba przyznać, kiedyś wychowywanie dziecka było trudniejsze fizycznie- pieluchy tetrowe, gotowanie, dojenie, metalowe wanienki, ceraty, podkłady itd; jednakże suma sumarum finansowo było łatwiej, ileż było wielodzietnych szczęśliwych rodzin! A teraz- niby same ułatwienia, a standardem jest 2+1, max 2+2. I co lepsze?




Ciekawostka na dziś:
"Harvard to pierwsza uczelnia, na której powstał klub studentów pasjonujących się sadomasochistycznym seksem" 

Nuta na dziś (aż się chce ruszać pupą):